Dragon Ball SP - Odcinek 7 (Odcinek Specjalny) - Echa Przeszłości

 

Rok 1104 BA

1895 lat temu

Orbita Planety Plant

 

Nad planetą Plant unosił się statek kosmiczny Organizacji Handlu. Wewnątrz panowało poruszenie, wręcz panika będąca reakcją na informacje, które metodą głuchego telefonu rozeszły się po całym statku niemal błyskawicznie. W uszach żołnierzy Organizacji, nowiny te brzmiały jak kiepski żart, tak absurdalnie, że pierwszą reakcją na nie był zazwyczaj nerwowy chichot, a wkrótce potem dreszcz przerażenia po uświadomieniu sobie, że z takich rzeczy się nie żartuje. Można przypłacić to życiem. Przekaz ustny ma to do siebie, że informacja ulega licznym przekształceniom oraz rozwodnieniu im bardziej się rozprzestrzenia. W tym przypadku jednak, przekaz okazał się na tyle prosty, a zarazem przerażający, że nikt nie śmiał go zniekształcać, nie było mowy o pomyłce, a brzmiał on: „Lord Chilled jest na łożu śmierci”.


Sala Operacyjna w Skrzydle Medycznym Statku Organizacji

 
- Lordzie Chilled! – wykrzyknął przerażony lekarz Chilleda patrząc na stan swojego pana. Słowa ugrzęzły mu w gardle, nie mógł wykrztusić, że sytuacja była beznadziejna.
- P-powiedzcie mojej rodzinie – wykrztusił z trudem Chilled – Powiedzcie im, żeby unikali złotowłosej istoty znanej jako S-Super Saiyanin…
Mówiąc to, władca tej części kosmosu, Lord Chilled, wydał swoje ostatnie tchnienie. Jego głowa osunęła się bezwładnie na poduszkę kapsuły regeneracyjnej. W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza, a twarze obecnych członków załogi wykrzywiły się w grymasach przerażenia. Rodzina Lorda Chilleda nie należała do łaskawych i nie znosiła złych wieści, a ta o śmierci jednego z jej członków z pewnością nie należała do tych dobrych.
- T-tak jest! – zasalutował Goji, członek załogi statku będący najbliżej Chilleda w chwili jego śmierci. Znając okrucieństwo i potęgę rodu Chilleda, wszyscy obecni podkomendni bez wachania wypełnili rozkazy już nieżyjącego władcy. Goji natychmiast nacisnął przycisk odpowiadający za zamknięcie kapsuły regeneracyjnej i rozpoczął procedurę prezerwacji zwłok przygotowującą je do rychłego pochówku. Był to zarówno wyraz szacunku, jak i przejmującego strachu. Nikt z obecnych nie mógł znieść widoku nieżyjącego władcy, tak jakby Lord Chilled miał nagle ożyć i ukarać wszystkich obecnych za niedostateczne i nieskuteczne próby uratowania mu życia. Czym była ta istota, która zadała ich władcy tak rozległe obrażenia? W tym momencie wszyscy marzyli jedynie aby natychmiast uciec od niej jak najdalej.
- C-co robimy, Goji? – odezwał się stojący obok Gojiego Mulberry.
- No jak to co?! Trzeba przekazać słowa jaśniepana jego rodzinie i trzeba to zrobić natychmiast! – wykrzyknął Goji w nadziei wytrząśnięcia współzałogantów z szoku po śmierci Lorda, ale też aby chronić własną skórę. Jedyną szansą na przetrwanie jest przedstawienie sytuacji w jak najkorzystniejszy dla siebie sposób, dlatego wykazał inicjatywę przejmując dowodzenie i zgłosił się na ochotnika by zdać raport. Wiedział doskonale, że rodzina Lorda Chilleda przyśle kogoś na zastępstwo, a to on miał być osobą, która powita zastępcę z należytymi honorami. Goji odepchnął stojącego mu na drodze Mulberrego i udał się do pomieszczenia transmisji międzywymiarowych.
- Poczekaj Goji! – Goji usłyszał krzyk Mulberrego dochodzący zza zakrętu.
- Czego?! – odkrzyknął zirytowany i zestresowany Goji
- M-może lepiej nic nie mówmy? – zasugerował cicho Mulberry – To nasza szansa żeby urwać się spod władzy tym tyranom. Sam wiesz co wydarzyło się naszej planecie.
Goji pamiętał aż za dobrze. Planeta, którą nazywał domem obracająca się w proch. Wciąż widywał ten obraz w snach. Dlatego wiedział, że opór jest bezcelowy. Podniósł rękę na wysokość twarzy towarzysza.
- G-Goji, co ty… - Mulberry nie zdołał dokończyć pytania, gdyż były już przyjaciel pozbawił go życia pociskiem Ki wystrzelonym prosto w twarz. Po głowie Mulberrego nie zostało nic poza mokrą plamą niebieskiej posoki oraz kilkoma kawałkami mózgu na posadzce.
- Wniosek oddalony – rzekł beznamiętnie Goji po czym odwrócił się na pięcie i skierował do pomieszczenia transmisji.

Rok później

 

- Witamy, Lordzie Cold, witamy! – zawołał Goji do zakapturzonej sylwetki schodzącej po stropie luksusowego promu kosmicznego w towarzystwie dwóch elitarnych strażników – Mam nadzieję, że podróż międzywymiarowa przebiegła bez zakłóceń.
- To ty jesteś tymczasowym dowódcą? – zapytał Cold z charakterystyczną dla wyższych sfer wyższością w głosie – Jak cię zwą?
- G-Goji, Lordzie Cold… tak, jestem… to znaczy byłem tymczasowym dowódcą Organizacji w tym wymiarze – odrzekł żołdak ze strachem w głosie – Czekaliśmy na Pana z niecierpliwością.
- Nie wątpię. Teraz oprowadź mnie, proszę.
- Oczywiście, panie, proszę za mną.
Znajdowali się w hangarze statku Organizacji, tego samego, w którym żywota swgo dokonał poprzednik Colda. Odbywała się tam uroczysta defilada wojskowa ku czci nowego wodza, ten jednak nie był nią w najmniejszym stopniu zainteresowany. Po głowie chodziły mu zupełnie inne myśli, myśli o prestiżowym, nowym stanowisku, które od tej pory miał zajmować w Organizacji. Dostał pod swoje władanie cały wymiar. Wreszcie wybił się ponad przeciętność, wreszcie został królem.
Goji z Coldem wraz z jego strażnikami udali się na obchód statku, podczas którego Goji zdawał raport nowemu władcy na temat stanu Organizacji, aktualnej sytuacji w galaktyce oraz przybliżonych szacunków dotyczących poziomu mocy jej mieszkańców. Okazało się, że ci nie stanowią zbyt wielkiego zagrożenia. W końcu nawet Chilledowi udało się zaprowadzić tutaj własne porządki, a przecież był on najsłabszy z całej rodziny. Nawet nie potrafił się transformować. Sam Cold lubił przebywać w swoim drugim stadium transformacji i w tym właśnie stadium przebywał obecnie. Oczywiście, miał do dyspozycji jeszcze kilka potężniejszych form, odblokowujących jego prawdziwy potencjał, ale nie widział potrzeby ich używać, a z tego co mówił Goji, sytuacja w obecnym wymiarze go do tego nie zmusi.
- Wspominałeś coś o Super Saiyaninie… - Cold zmienił temat – Ciekaw jestem cóż to za istota. Nawet głowa naszej rodziny wykazała zainteresowanie tym tematem.
- N-niestety niewiele mogę o nim powiedzieć – odrzekł ze smutkiem Goji – Lord Chilled…
- Chilled był słaby – wszedł w słowo Gojiemu Cold – Wysłaliśmy go tutaj bez wielkich nadziei, ale mieliśmy nadzieję, że poradzi sobie z tak słabym wymiarem. Zawiódł nas, dostał to, na co zasłużył.
Goji przytaknął niepewnie, dalej czując się niekomfortowo gdy ktoś wspominał o jego byłym mocodawcy w złym tonie. Cold zauważył zmieszanie Gojiego, ale postanowił je zignorować. Władca Organizacji szedł w ciszy dając do zrozumienia, że skończył i jego podwładny może kontynuować.
- Super Saiyanin znajduje się obecnie na planecie Plant. Zamieszkana jest ona przez inteligentne, lecz niezbyt rozwinięte istoty. Wartym wspomnienia faktem jest to, że wytwarzają one niezwykle efektywny specyfik leczniczy. Pod dowództwem Lorda Chilleda chcieliśmy zdobyć próbki tego specyfiku do dalszej analizy, niestety… - Goji zrobił przerwę na zebranie oddechu – Super Saiyanin pokrzyżował nasze plany.
- Rozumiem – rzucił krótko Cold – Komandorze Goji, ruszamy na planetę Plant.
- Tak jest! – odrzekł ochoczo Goji, ucieszony z nagłego awansu.

***

Dni na planecie Plant upływały wojownikowi w żółwim tempie. Składały się głównie z polowań i treningów, a że sparing partnerów do dyspozycji nie miał żadnych, postępy były powolne i przez większość pobytu na planecie Bardock odczuwał znużenie. Jako że nie miał żadnego źródła pozaplanetarnego transportu, nie mógł wydostać się poza planetę, a nic nie wskazywało na to, by siła, która przeniosła go do zamierzchłej przeszłości miała zamiar to odczynić. Tak by zapewne Bardockowi upłynęła reszta życia, gdyby nie złe przeczucie.
Bardock stracił detektor już jakiś czas temu, ale miewał złe przeczucia, które z reguły się sprawdzały. Być może ta umiejętność stanowiła część daru jasnowidzenia przekazanego mu w trakcie walki przez mieszkańca Kanassy, chociaż gdyby Bardock miał wybierać, nazwał by go raczej klątwą. Istniała także możliwość, że dar nie ma z jego przeczuciami żadnego związku i ojciec Kakarotta po prostu tę umiejętność wykształcił w sobie sam. Miał takie złe przeczucie właśnie teraz. Przeczuwał, iż niedługo stanie się coś istotnego, coś czego powinien się obawiać.
Jak zwykle, nie mylił się.
Saiyanin właśnie kończył codzienny trening, gdy słońce przesłonił ogromny statek transportowy. Bardock bardzo dobrze znał ten kształt kadłuba, mimo delikatnych różnic wynikających z niemal dwóch tysięcy lat oddalających go od czasów, w których się narodził, nigdy by tego projektu z żadnym innym nie pomylił. Rodzina Freezera przybyła na planetę Plant.
- No to do roboty – powiedział sam do siebie Bardock, po czym uniósł się w powietrze i skierował do wioski Berrego, gdzie z pewnością miał wkrótce osiąść statek Organizacji. Plan Bardocka nie należał do skomplikowanych, a brzmiał on: „Pokonać wszystkich wrogów, ukraść kapsułę i uciec z planety”. Prosty, krótki, łatwy do zapamiętania. Takie plany saiyanin lubił. Jedyny problem mógł stanowić jeden z przodków Freezera, potencjalnie dorównujący  potęgą tyranowi, ale Bardock bardzo liczył, że w rozwiązaniu tego problemu pomoże mu lekko ponad rok temu odkryta transformacja w Super Saiyanina. Fakt, że on sam jest legendarnym, niby niepokonanym wojownikiem pojawiającym się raz na tysiąc lat wciąż do niego nie docierał. Poza tym, mimo że jego siła znacząco wzrosła w wyniku transformacji, owszem, saiyanin już teraz mógł dostrzec jej limity. Nie zgadzało się to z wersją legendy o nieskończonej, niemożliwej do zatrzymania sile ciosu. Cóż, wyglądało na to, że legenda, jak to legenda, zawiera w sobie ziarno prawdy, o czym Bardock się przekonał osobiście, lecz spora jej część okazała się w najlepszym wypadku mocno podkoloryzowana, a w najgorszym, zmyślona. W każdym razie, raczej nie miał się czego obawiać. Szczerze wierzył w swoje możliwości.
Saiyanin wkrótce doleciał na miejsce i już z powietrza zauważył około dzięsięciu zakapturzonych postaci wyłaniających się ze statku transportowego. Jedna z nich przypominała Freezera, lecz wyróżniała ją dużo potężniejsza postura. Reszta nie przykuła uwagi Bardocka. Oddział składał się prawdopodobnie z mieszanki gatunków podbitych i ciemiężonych przez Organizację, zupełnie jak za czasów, w których dorastał Saiyanin. Niektóre z nich nawet rozpoznawał, widocznie pozostawały pod butem rodziny Freezera przez tysiące lat. Wszyscy mieli na oczach stare modele detektorów, ale wyglądało na to, że zawierały one podstawowe funkcje, więc podchody nie miały żadnego sensu. Bardock wylądował bezpośrednio naprzeciw grupy przybyszów celowo demonstrując swoją pewność siebie.
- Czego tu chcecie? – zapytał wprost saiyanin strzelając knykciami, jak to miał w zwyczaju przed walką. Nie zamierzał owijać w bawełnę.
- To miło, że nie kazałeś nam na siebie czekać – rzekła z ogładą wysoka postać powoli zdejmując kaptur i odsłaniając rogatą głowę – Nazywam się…
- Cold! – wykrzyknął Bardock ze zdziwienia – Ty jesteś Cold, ojciec Freezera!
Zwykle pewny, wręcz graniczący z zarozumiałością uśmieszek Colda zniknął na moment z jego twarzy zastąpiony niekłamanym zdziwieniem, lecz przywódca Organizacji szybko odzyskał swój rezon.
- Wygląda na to, że moja reputacja mnie wyprzedza – odrzekł – Nie mam pojęcia kim jest Freezer, o którym wspomniałeś, ale muszę przyznać, że to imię ma coś w sobie.
Te potwory żyją zdecydowanie za długo…, pomyślał Bardock, początkowo przytłoczony informacją o spotkaniu ojca swojego nemesis w odległej przeszłości. Szybko jednak uświadomił sobie implikacje tego spotkania. Na twarzy saiyanina pojawił się szyderczy, ale też szczery uśmiech.
To świetnie się składa! Wygląda na to, że ten śmieć Freezer się jeszcze nie urodził. Odmienię los Kakarotta, planety Vegeta i wszystkich saiyan! Zakończę to tu i teraz!
Bardock bez ostrzeżenia ruszył na Colda, natychmiastowo przybierając formę Super Saiyanina. Wyprowadził cios celując prosto w twarz przeciwnika, lecz temu udało się uniknąć bezpośredniego trafienia, instynktownie blokując lewą ręką. Pięść Bardocka zdołała jednak musnąć policzek tyrana, gdyż paradzie zabrakło precyzji oraz pewności z uwagi na element zaskoczenia, który skrzętnie wykorzystał saiyanin. Cold spróbował skontrować atak przeciwnika wymierzając cios w korpus wolną prawą ręką. Bardock jednak przewidział taki obrót spraw i pozwolił uderzeniu dosięgnąć celu wiedząc, że element zaskoczenia wciąż działał doskonale i skołowany Cold nie zada mu wielkich obrażeń wyprowadzając desperacki, niepewny cios, w który nie włoży całej siły. Założenie Bardocka się sprawdziło, siła zderzenia pięści z saiyańską zbroją odrzuciła saiyanina na parę metrów zostawiając dymiący ślad w podłożu, tam, gdzie znajdowały się jego stopy. Przeciwnik saiyanina, zadowolony ze skutecznego ataku, nie zorientował się, że przyjęcie ciosu było zwykłą zmyłką, wpadając w sidła Bardocka. Cold zdał sobie z tego sprawę, gdy kolano adwersarza uderzyło go w podbródek, na ułamek sekundy pozbawiając go przytomności.
- M-masz parę w łapach, małpo! – wycedził przez zaciśnięte zęby Cold – Zobaczymy jak będziesz śpiewał, gdy z tobą skończę!
Bardock puścił ten komentarz mimo uszu i prowokacyjnie rozpoczął serię podstawowych ćwiczeń rozciągających, kpiąc z gróźb przeciwnika.
- To znaczy, że rozgrzewka się już skończyła? – zapytał Bardock z udawanym zawodem w głosie – Wielka szkoda, trwała stanowczo za krótko. Nie boisz się zakwasów?
Wewnątrz Cold aż się gotował ze złości, ale nie zamierzał dawać satysfakcji ze skutecznej zaczepki tak żałosnej formie życia, więc zignorował pytania.
- Nie spotkałem dotąd saiyanina o blond włosach – zmienił temat Cold – To bardzo ciekawa mutacja.
- Nie tylko kolor włosów się zmienił – odparł złotowłosy saiyanin.
- Nie wątpię – wycedził przez zaciśnięte zęby olbrzym.
Cold odbił w prawo wystrzeliwując z rąk kilka słabych energetycznych pocisków w stronę saiyanina, po czym wyprostował rękę i natychmiastowo zmienił kierunek z zamiarem zaskoczenia Bardocka atakiem z lewej prosto w kark. Kosmiczny wojownik nie ugiął się jednak pod gradem ciosów. Pocisków Ki uniknął wymijając je i wzbijając się w powietrze, tam jednak czekał już na niego Cold. Bardock szybkim ruchem przechwycił cios i wyprowadził kontrę łokciem w twarz adwersarza. Coldowi zrobiło się ciemno przed oczami, ale jego przeciwnik nie zamierzał na tym poprzestać. Dwoma ciosami w korpus kontynuował kombinację i zakończył ją potężnym uderzeniem w czaszkę złączonymi dłońmi, które posłało przybysza z powrotem na ziemię. Cielsko demonicznego kosmity uderzyło w podłoże z potężną siłą, tworząc niewielki krater. Bardock natychmiast ponownie skierował się ku przeciwnikowi – nie zamierzał dawać mu czasu na pozbieranie się i kontratak. Chwycił w dłonie każdy z rogów na głowie Colda i razem z oszołomionym królem wystrzelił w powietrze. Zatrzymał się gwałtownie na wysokości kilkunastu metrów nad ziemią, jednocześnie poprawiając kolanem wcześniej zadany cios w to samo miejsce, czyli w twarz Colda. Siła uderzenia wyrwała rogi z głowy ojca Freezera. Olbrzym wydał przeraźliwy okrzyk cierpienia w momencie gdy z ran na głowie zaczęła tryskać ciemnofioletowa posoka. Skierował się ku ziemi i upadł na kolana łapiąc się za głowę i cały czas zawodząc z bólu. Ojciec Kakarotta wylądował tuż po nim, wciąż trzymając w dłoniach świeżo zdobyte trofea.
- Coś zgubiłeś – rzucił kpiącym tonem w stronę głównodowodzącego Organizacji, po czym podszedł do łkającej i tarzającej się żałośnie po ziemi postaci i upuścił zdobycze tuż przed jej twarzą.
Mieszanina wściekłości, bólu i upokorzenia wymalowała się na obliczu tyrana. Nigdy wcześniej nie doznał tak sromotnej porażki. Nigdy wcześniej nie odczuwał tak ogromnego cierpienia. Nikt wcześniej nie zranił jego dumy tak mocno. Gdy zaczął przyzwyczajać się do bólu, po szoku, który zgotował mu ten obrzydliwy małpiszon, zbliżył skąpaną we krwi rękę do swojej twarzy, po czym spojrzał na swoich trzęsących się z przerażenia ludzi. Musiał w ich oczach wyglądać doprawdy żałośnie.
- CZEKAJ NO TY! – wrzasnął przeraźliwie król Cold z wściekłości – MYŚLISZ, ŻE TO KONIEC? ŻE WYGRAŁEŚ? NIEDOCZEKANIE! ZATŁUKĘ CIĘ!
Cały animusz, pewność siebie i ogłada samozwańczego władcy tego wymiaru zniknęły całkowicie zastąpione ślepą furią, gdy wykrzykiwał inwektywy w stronę saiyanina. Bardock pozostał niewzruszony i wpatrywał się tylko pytającym wzrokiem w przywódcę Organizacji.
- To wszystko na co cię stać? – zapytał Colda, gdy ten łapał oddech – Spodziewałem się po tobie nieco więcej potworze.
Zaczepka nie odniosła jednak zamierzonego efektu. Olbrzym, zamiast wciąż wrzeszczeć z bólu i wściekłości, momentalnie ostudził swoje emocje oraz uspokoił oddech, po czym zdjął płaszcz i odrzucił go na bok.
- Wygląda na to, że w tej postaci sobie z tobą nie poradzę, małpo – rzekł tyran uśmiechając się szyderczo – Już czas wejść na wyższe obroty!
Kreatura przybrała pozę sprzyjającą wywołaniu swojego ukrytego potencjału, po czym wydała z siebie przeraźliwy wrzask. Zaczęła ją również otaczać ciemnofioletowa aura energii Ki. Bardock postanowił nie przerywać rytuału, ciekawy jak wysoko jego adwersarz może jeszcze podnieść swój poziom mocy, ile siły jest w stanie jeszcze z siebie wykrzesać. Wtedy saiyanin jeszcze nie miał pojęcia jak wielki błąd popełnił. Aura Colda rosła w zastraszającym tempie, a jej wzrostowi towarzyszyły stopniowe zmiany w wyglądzie. Najpierw poszerzyły się ramiona, a postać przybrała nieco przygarbioną pozę, w której już została, bio zbroja  Następnie, pozbawiona zdobiących ją zwykle rogów głowa zaczęła się wydłużać przybierając dziki, jaszczurzy wygląd. Podobnie twarz, wcześniej przypominająca ludzką, teraz wyglądała bardziej zwierzęco, groźnie, a na miejscu nosa widniały jedynie wąskie szparki. Mutant zakończył transformację potężnym wybuchem energii, który odrzucił wszystkich obecnych poza Bardockiem. Twarz saiyanina początkowo spokojna, wręcz rozbawiona, przez powagę aż do zaniepokojenia, stopniowo zmieniała swój wyraz.
- Zatkało, małpo? – maska manier, ogłady i dobrego wychowania zniknęła bezpowrotnie z twarzy króla. Ta wyrażała teraz wyłącznie gniew i chęć zemsty.
Jego moc tak bardzo się zwiększyła! Nie sądziłem, że wzrośnie aż tak bardzo. To może stanowić problem.
Bardock nie miał jednak czasu na rozpamiętywanie swojej pomyłki w ocenie sytuacji. Gdy tylko skończył swoją myśl, Cold ruszył do ataku. Zaskoczył Bardocka frontalnym uderzeniem z główki. Saiyanin, zaskoczony szybkością przeciwnika, nie zdążył zareagować w porę. Masywna głowa olbrzyma z pełnym impetem ugodziła go w twarz, a Bardock poczuł jak ciepła posoka spływa mu po górnej wardze docierając do ust. Nie dał się jednak wytrącić z równowagi. Kucnął i podpierając się rękami o ziemię, wyprowadził kopnięcie prosto w korpus przeciwnika. Ten jednak zablokował cios, po czym zacisnął szpony na nodzie Bardocka i korzystając z całej swojej siły uderzył saiyaninem w ziemię niczym bronią obuchową. Łoskot uderzenia rozniósł się po okolicy, a jego impet stworzył krater pod stopami poczwary. Potwór nie zamierzał jednak na tym poprzestać.
- ZA…PA…MIĘ…TAJ… SO…BIE – cedził Król przy każdej wypowiedzianej sylabie uderzając z całej siły Bardockiem o podłożę – Nigdy nie kwestionuj autorytetu władcy. Za tę zniewagę, czeka Cię śmierć!
Ojciec Kakarotta nie spodziewał się tak gwałtownego ataku oraz tak potwornej siły po przeciwniku. Ojciec Freezera był potężniejszy niż mógł wyśnić w najmroczniejszych snach. Wyglądało na to, że niestety saiyanin nie mylił się co do transformacji w Super Saiyanina. Siła ciosu po jej dokonaniu nie miała nic wspólnego z absolutną potęgą z legend. Co więcej, nie uważał by w tej chwili wystarczyła ona nawet do pokonania przeciwnika, z którym się mierzył. Nie zamierzał jednak poddać się bez walki. Super wojownik wystrzelił z dłoni pocisk Ki prosto w twarz Colda w momencie, gdy ten przygotowywał się do kolejnego uderzenia. Pocisk dosięgnął celu, uwalniając nogę Bardocka z uścisku szponów wroga. Saiyanin upadł na ziemię i ruszył na zirytowanego nagłym atakiem jaszczura, zasypując go gradem ciosów. Oślepiony i zaskoczony Cold ledwo blokował uderzenia i Bardockowi udało się w końcu przebić jego obronę, zaliczając czyste trafienie podbródkowym. Gwiazdy zatańczyły olbrzymowi przed oczami, gdy wystrzelił w powietrze wystrzelony siłą ciosu. Bardock pojawił się tuż nad nim, lecz jego kombinacja została przerwana unikiem Colda, który natychmiast wyprowadził kontrę. Walka przerodziła się w wymianę ciosów w powietrzu i obaj wojownicy zdali sobie sprawę z tego, że teraz to bitwa na wycieńczenie. Saiyański wojownik zdawał sobie sprawę, że coraz bardziej opada z sił, a nie miał pojęcia o tym, że jaszczur skrywa skrzętnie jeszcze jednego asa w rękawie – ostateczną transformację. Ten nie zamierzał jednak z niej korzystać. Miał zamiar zwyciężyć nie wykorzystując swojej pełnej siły. Gdyby jakaś podrzędna forma życia zmusiła Colda do ujawnienia jego ostatecznej postaci, byłaby to dla niego ostateczna zniewaga.
Siły opuszczały Bardocka i coraz więcej ciosów ojca jego nemesis przebijało się przez gardę. Jeśli miał coś wymyślić, to teraz.
- Haaa! – Bardock wydał z siebie okrzyk wykorzystując zgromadzoną energię Ki.
Wystarczyło to, by na moment sparaliżować adwersaża, ale na ten krótki moment liczył właśnie saiyanin. Zgromadził w swojej prawej dłoni potężną energię Ki i uformował z niej niebieską kulę energii. Wiedział, że to już jego ostatni atak, więc włożył w niego całą swoją siłę, przekraczając swoje dotychczasowe limity. Szybkim ruchem ręki skierował falę uderzeniową w olbrzyma.
- Teraz…wszystko się zmieni – powiedział do siebie wycieńczony Bardock – Los planety Vegeta, mój własny los, w przyszłości los Kakarotta, ale przede wszystkim Freezer nigdy się nie narodzi!
Cold odpowiedział swoją kulą uformowaną z energii Ki. Obie energie przy wtórze rozbłysku potężnej eksplozji i kakofonii dźwięków starły się ze sobą w pojedynku mającym zadecydować o wyniku całej walki. Podróżnik w czasie włożył w ten atak całą swoją Super Saiyańską energię, a jego włosy na powrót stały się kruczoczarne i bezładnie rozczochrane. W tym momencie Bardock zdał sobie sprawę, że zawiódł. Dawał jednak z siebie wszystko, by jak najdłużej przeciągnąć tę chwilę, mieć czas na rozmyślania. Myślał o swojej rodzinie. Gine. Raditz. Kakarotto. Pojedyncza łza pociekła po policzku twardego kosmicznego wojownika, gdy oczami wyobraźni zobaczył, tak wyraźnie jak nigdy wcześniej, postać zawodzącej z zimna i ze strachu miniaturowej wersji siebie.
Trzymaj się, synu.
Bardocka ogarnęła ciemność.

***
 
- Panie, on żyje! – Goji ze strachem w głowie poinformował swojego pana o stanie obecnie półżywego saiyanina.
- Co?! Nie może być! – wykrzyknął ze zdziwieniem Cold – Mój atak powinien był go kompletnie wymazać z egzystencji!
- Obawiam się, mój panie, że przeżył – odparł z trwogą Goji – Każę go natychmiast dobić…
- Nie! – rozkazał jaszczur – Mam dla niego znacznie straszliwszą karę.
Uśmiech Colda nie znikał z jego twarzy podczas gdy ta powracała do pierwotnego stanu sprzed transformacji.
- Tak jest! Cokolwiek rozkażesz, mój panie.
- Wysłać go do wymiaru AB-0 – rozkazał Cold.
- Ależ panie, stamtąd właśnie przybyłeś – zauważył Goji.
- Dokładnie stamtąd – rzekł król – Ten okaz może się przydać mojej rodzinie.
Cold spojrzał na poranione ciało pokonanego przeciwnika.
Jaki jest sekret waszej siły, saiyanie? Już niedługo się tego dowiemy.
- Próbki płynu leczniczego z Plant zostały poddane analizie – kontynuował raport Goji – Eksterminacja mieszkańców planety w toku.
- Dobra robota, komandorze – pochwalił Cold Gojiego z uśmiechem na ustach – Zaprawdę, doskonała…

3 godziny później

Orbita Planety Plant
 
Goji szybkim marszowym krokiem zmierzał do sali audiencyjnej w towarzystwie całego swojego oddziału. Wedle rozkazu władcy, wszyscy, bez wyjątku mieli się tam stawić w trybie natychmiastowym. Po kilku przepychankach w końcu stawił się na swoim miejscu w szeregu, a po kilkunastu minutach już wszyscy żołnierze zajęli swoje. Stali przed wielkim ekranem tansmisyjnym czekając na wiadomość od Króla Colda, którą miał nadać na żywo ze swojego luksusowego jachtu kosmicznego, na którym odleciał tuż po powrocie na transportowiec. Wkrótce ekran transmisyjny wydał charakterystyczny syk towarzyszący rozruchowi i wszystkim obecnym ukazało się oblicze ich nowego władcy.
- Jak zapewne wiecie, natknęliśmy się dziś na wyjątkowo potężną istotę – zaczął Cold bez wstępów – Niektórzy mieli nieprzyjemność zobaczyć ją na własne oczy. Pozbyłem się jednak tej niewielkiej…przeszkody w realizacji naszych planów zaprowadzenia porządku w tym wymiarze. Zdobyliśmy również formułę niezwykle skutecznego specyfiku leczniczego, którego dystrybucja rozpocznie się wkrótce.
Gdzieniegdzie dało się usłyszeć nieśmiałe wiwaty wśród tłumu żołdaków.
- Niestety… - kontynuował Cold - …miałem pewne problemy podczas starcia z naszym niespodziewanym gościem. Spotkała go za to surowa kara.
Obraz na ekranie zniekształcił się, poczym ukazał saiyanina zamrożonego w płycie kriogenicznej.
- Brawo, królu! – krzyknął jeden z żołnierzy stojący nieopodal Gojiego – Król! Król!
Wkrótce całą salę wypełniły głosy skandującego tłumu.
- Sprawiliście się dobrze – przerwał im władca – Problem polega na tym, że widzieliście nieco za dużo. Komandorze Goji!
Goji zestresował się będąc wymienionym z imienia przez samego króla.
- Tak, panie?! – zasalutował usłużnie.
- Może pan odejść…

***

Statek transportowy Organizacji rozpadł się w malowniczej eksplozji. Cold podziwiał swoje dzieło przez iluminator jachtu. Siedział w półmroku na surowym, acz gustownym tronie, w dłoni dzierżąc lampkę wina. Od teraz nie było już nikogo w tym wszechświecie, kto mógłby mu zagrozić. Czas się zabrać na poważnie za porządki.
Samemu ciężko będzie sobie z tym poradzić, może czas pomyśleć o potomstwie.
Król miał świadomość, że wydanie na świat potomstwa wiązałoby się ze znacznym zmniejszeniem swojej mocy, blokującym nawet dostęp do niektórych transformacji, w tym pierwotnej, czwartej formy, ale nie sądził, żeby pojawił się jeszcze ktokolwiek o podobnym poziomie mocy do jego ostatniego przeciwnika.
Może za jakiś czas…Freezer…to naprawdę ładne imię.




PS. Mały retcon się pojawił. Powiedzmy, że Cold po kilku tysiącach lat zapomniał o Super Saiyanach ;)
PPS. Cold po "urodzeniu" Coolera i Freezera stracił dostęp do najwyższej oraz trzeciej formy, dlatego w starciu z Trunksem się nie transformował.

Komentarze

  1. Dzień dobry!

    Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się doczekałam kolejnego odcinka!
    Super, że postawiłeś na ten specjalny, ukazujący świat, w którym jeszcze nie ma Freezera, ale.... Którego mogło nie być. Bardrock chciał dobrze, pokonał Chilleda, chciał pokonać Colda. I nie wyszło. Paszczur przeżył, a jego samego zamroził. Czemu nie zabił? O to jest pytanie. Mam nadzieję, że wkrótce się wyjaśni.

    Bardzo podobała mi się treść. Jest sporo smaczków, fajnie poprowadzona historia i nieśmiało wprowadza nas do świata, w którym rządzi paskudny Freezer i jego brat Cooler.

    Masz masę powtórzeń, parę literówek, ale ogólnie czytało się lekko. Podobały mi się opisy walk, a ja lubię to 🫢. Na pewno musisz popracować nad synonimami do poszczególnych bohaterów. Przeplatające się imię w niemal każdym zdaniu troszkę psuje tekst.

    Niemniej jednak jestem zadowolona, że powstał i błagam, nie karz mi czekać kolejnego roku na odcinek 🫠

    Czekam z nieukrywaną niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i dobry pomysł z brakiem możliwości transformowania się po wydaniu na świat potomków :D

      Usuń
    2. Tyaa, z tymi powtórzeniami to zdaję sobie sprawę, ale już mi się nie chciało tego poprawiać przed publikacją xD Może jeszcze nad tym posiedzę i sprawdzę jak to mogę sprytnie obejść.

      Usuń
    3. Dzień dobry. Nieskromnie Ciebie tutaj szturcham :3
      Mnie wena atakuje a czasu często mało. Czego Ci pożyczyć? Czasu, czy weny? xD
      Ps. Ja wciąż pamiętam i czekam :P

      Usuń
    4. Wszystkiego! xD Ale no jak szturchasz znowu, to przez święta postanowiłem znów popisać. Wszystko jest zaplanowane ofc, całe 2-3 sagi, tylko teraz weź i to powoli przelewaj na "papier" jak chciałoby się już całą historię mieć napisaną xD

      Usuń
    5. Witam witam! Ale niespodzianka.
      Mam nadzieję, że weny nie braknie w tym czasie. Ja właśnie w robocie. Ehe. Znam temat. Także mam już w głowie kolejna Sage, zakończenie obecnej, a mimo to jeszcze nie zaplanowałam całego przebiegu obecnej xD ale numer.

      Wiesz, wreszcie po latach jestem na bieżąco xD plus masa treści do poprawienia xD i w głowie parę bonusów. Ciebie tam jeszcze nie było 🤭

      Weny, czasu i chęci! Czekam niecierpliwie.
      Pozdrawiam 😁

      Usuń

Prześlij komentarz