Dragon Ball SP - Odcinek 2 - Kanassa
Rok 790
Teraźniejszość
Planeta Freezer 419 aka Kanassa
Wojownik powoli wyszedł z kapsuły i rozejrzał się wokoło. Planeta nie
zdołała się jeszcze odrodzić po inwazji Saiyan. Resztki infrastruktury Kanassan
porastała dzika roślinność, lecz grunt wciąż był bardzo nierówny, poraniony
atakami wściekłych Oozaru - małpich Saiyańskich form, nad którymi panowali
tylko nieliczni przedstawiciele gatunku. Dakon uruchomił detektor - urządzenie
pozwalające mierzyć poziom mocy bojowej istot żywych oraz określać ich pozycję.
Saiyanin nie potrzebował detektora do mierzenia swojej siły, bo ten nie był w
stanie określić liczbowo jej poziomu. Odkąd kosmiczny wojownik odkrył transformację
i zwiększył swą moc treningami, urządzenie nie nadążało i stałoby się zupełnie
zbędne, gdyby nie funkcja określania lokalizacji istot wyróżniających się potęgą
spośród innych na danej planecie. Na planetach prawie zupełnie wyludnionych,
takich jak Kanassa, detektor mógł okazać się wyjątkowo przydatny, gdyż w takich
sytuacjach wystarczyło, żeby zlokalizował kogokolwiek. Saiyanin obawiał się
jednak, że w tym konkretnym przypadku, funkcja ta nie zda egzaminu.
Zgodnie z przewidywaniami Dakona, charakterystyczny dźwięk oznajmił mu,
że w pobliżu nie wykryto żadnych form życia. Kanassanie potrafili wejrzeć w
przyszłość oraz manipulować swoimi poziomami mocy. Co prawda nie byli w stanie
znacząco wpływać na bieg wydarzeń, inaczej uniknęliby zagłady, ale opóźnienie
lub przyśpieszenie spełnienia ich proroctw czasem pozostawało w ich zasięgu.
Jeśli wojownikowi pisane jest spotkanie z nimi, sami do niego przyjdą, jeśli
jednak nie, to nieważne co zrobi, nie odkryje sposobu na znalezienie ich.
Wszystko wskazywało no to, że Saiyanin spędzi na planecie jasnowidzów
trochę czasu, póki jej mieszkańcy nie zdecydują się z nim spotkać. Postanowił
dać im trzy dni na ujawnienie się. Jeśli po trzech dniach nie zechcą z nim
rozmawiać, będzie to oznaczać, że tak chciało przeznaczenie, a Dakon walczyć z
przeznaczeniem nie zamierzał, gdyż wiedział, że to zbyt trudny przeciwnik,
nawet dla Super Saiyanina. Wojownik sięgnął po niewielką rację żywnościową
przygotowaną na tę wyprawę i wziął spory kęs. Zapowiadają się najnudniejsze trzy dni mojego życia, pomyślał Dakon
przeżuwając kawał wyjątkowo niesmacznego batona odżywczego.
***
Planeta Ziemia
Olbrzymi krater szpecił krajobraz miejsca, gdzie jeszcze niedawno
rozgrywała się bitwa dwóch Super Saiyan czwartego poziomu z ich dotychczas
najpotężniejszym przeciwnikiem - Omega Shenronem. Nad kraterem unosiła się
sylwetka chłopca - odmłodzonego bohatera - Saiyanina Kakarotto, znanego także
jako Son Goku. W rękach owego mężczyzny znajdowała się moc całego wszechświata
w postaci Bomby Duchowej - techniki walki kumulującej energię istot żywych i formującej
ją w ogromną kulę o olbrzymiej niszczycielskiej mocy. Bomba Duchowa od zawsze
stanowiła plan awaryjny, była techniką ostatniej szansy używaną, gdy wyczerpane
zostały wszystkie inne możliwości pokonania zła, a tym razem nawet potęga
Vegety - saiyańskiego księcia, który również osiągnął czwarte stadium
transformacji, nie mogła pomóc wojownikowi w zniszczeniu ostatecznego
zagrożenia. Żadna istota przed Son Goku w całej historii wszechświata nie
dzierżyła podobnej mocy i żadna już nigdy takiej mocy nie posiądzie aż do końca
czasu. Goku posiadł tę potęgę, gdyż był Saiyaninem niezwykłym, wielokrotnie
przekraczającym zdawałoby się nieprzekraczalne dla zwykłego śmiertelnika
limity, a przy tym pogodnym i o dobrym sercu. Teraz stał w obliczu ostatecznej
próby.
Mężczyzna w ciele chłopca cisnął kulę w kierunku złego smoka, a ten, nie
mając dokąd uciekać, mógł już tylko wyczekiwać nieuchronnej zagłady i patrzeć
jak sfera oślepiającego światła coraz bardziej zbliża się do niego, w końcu otaczając
go w całości i odsyłając w niebyt. Ziemia po raz kolejny została uratowana.
Son Goku opadł
na ziemię wraz ze Smoczymi Kulami, które, pozbawione wpływu negatywnej energii
Omega Shenrona, odzyskały swoją złocistą barwę i magiczne właściwości
spełniania życzeń.
Wszyscy świadkowie ostatniej walki zbliżyli się do Goku, by udzielić mu
pomocy, gdyż sam nie miał już energii nawet, by się poruszyć, ale nagle stało
się coś bardzo dziwnego – na niebie spostrzegli oni niewyraźny kształt, który
stawał się coraz wyraźniejszy w miarę jak zbliżał się do powierzchni planety.
Na Ziemię zstąpił Shenron – czarodziejski smok spełniający życzenia.
- Shenron nigdy nie pojawiał się nie wzywany – odezwała się Bulma, żona
Vegety i przyjaciółka Son Goku z dzieciństwa – To coś nowego.
- Zwykle przy wywołaniu smoka zapadała noc, a niebo zasłaniały chmury –
zdziwił się Son Gohan, najstarszy syn Goku.
Twarze reszty drużyny odzwierciedlały podobne zdziwienie i konsternację.
Zanim ktokolwiek zdążył zwerbalizować swoje myśli i zadać smokowi pytanie, ten
sam się odezwał.
- Powstań Goku! – ryknął Shenron, po czym jego oczy zalśniły czarwienią,
co zwykle oznaczało spełnienie jednego z życzeń.
Wojownik podniósł się z ziemi i obdarzył smoka promiennym uśmiechem.
- Witaj, Shenronie – odrzekł łagodnym tonem Saiyanin.
- Czy wiesz dlaczego tutaj przybyłem? – zapytał Shenron.
- Tak – odpowiedział Goku stanowczo – Ma to związek ze Smoczymi Kulami,
czyż nie?
- Owszem. Energia waszych wrogów po ich ucieczce z Piekła wpłynęła na
Smocze Kule i wypaczyła ich moc, przez co osiągnęły one limit wytrzymałości.
- Myślałem, że chodziło o życzenia…- rzekł skołowany Goku.
- To ostatnie życzenie spowodowało pęknięcia – wyjaśnił smok – Kule nie
powinny być używane tak często. Będę zmuszony zabrać je z Ziemi na wiele lat,
by mogły odzyskać pełnię swych mocy i wyzbyć się resztek negatywnej energii.
- Rozumiem – rzekł saiyanin zmartwionym tonem – Czy byłbyś jednak w
stanie spełnić jeszcze jedno życzenie? Wielu ludzi poniosło śmierć w wyniku
ostatnich wydarzeń. Smoku, przywróć im życie, bardzo Cię o to proszę.
Shenron przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się nad prośbą wojownika,
po czym odpowiedział:
- Twoje życzenie zostało spełnione. Son Goku, nadszedł czas się pożegnać.
- Czyli jednak…
Goku odwrócił się do reszty i skierował spojrzenie na Vegetę.
- Masz zamiar trenować samotnie? – zapytał Vegeta charakterystycznym dla
siebie pretensjonalnym tonem, ale na jego ustach pojawił się drwiący uśmiech,
który Goku znał aż za dobrze z dawnych czasów – Lepiej dobrze wykorzystaj ten
czas, bo ja nie zamierzam już dłużej odpoczywać. Może przez chwilę wypadłem z
obiegu, ale od teraz spodziewaj się mojego oddechu na karku.
Son Goku uśmiechnął się i wskoczył na grzbiet Shenrona.
- Zostawiam Ziemię w Twoich rękach Vegeta – rzekł na pożegnanie, po czym obdarzył
swoją rodzinę i przyjaciół ostatnim ciepłym spojrzeniem i wzbił się w powietrze
razem ze smokiem.
Po paru chwilach, sylwetka Shenrona zniknęła w chmurach, a razem z nią
saiyanin oraz Smocze Kule.
***
Trzy dni później
Son Gohan transformował się w Super Saiyanina. Jego sylwetkę spowiła
złota aura, a włosy zmieniły kolor. Tak jak się spodziewał, transformacja nie
sprawiała mu żadnych trudności, mimo wieloletniego zaniedbywania treningów i
skupienia całej uwagi na karierze i rodzinie. Problem pojawił się, gdy
postanowił podnieść swój poziom mocy i przejść na kolejne stadium
transformacji. Udało mu się to z trudem, a po chwili jego ciało zaczęło
odmawiać posłuszeństwa, organizm nie wytrzymywał obciążenia i wracał do formy
bazowej. Kontrola nad drugim poziomem stanowiła dla Gohana duży problem, w
wyniku czego transformacja przyczyniła się do znaczącej zmiany krajobrazu.
Syn Goku znajdował się na pustkowiu, na którym trenował przed laty z panem
Piccolo. Po odejściu ojca, Gohan wrócił do domu razem z rodziną, a potem
naprawił i wyprał swoje stare Gi, podarowane mu przez Kibito przed walką z Buu.
Następnie zabrał najpotrzebniejsze rzeczy, powiadomił władze uczelni o odejściu
z pracy i pożegnał się z rodziną. Videl natychmiast zrozumiała jego zachowanie
po tym, gdy dowiedziała się o jego decyzji opuszczenia domu na jakiś czas. Sama
była kiedyś wojowniczką. Poza tym wciąż zmagała się z poczuciem winy po ataku
na własną córkę w trakcie panowania Baby’ego, więc doskonale wiedziała, co
czuje jej mąż. Gohan za długo już żył złudzeniem o trwałym pokoju, a teraz, gdy
ojca z nimi nie było, to na barkach jego i Vegety spoczywała ochrona Ziemi
przed nowymi zagrożeniami. Goten i Trunks, natychmiast po pokonaniu smoków cienia
postanowili zacząć trening, ale Gohan już nie potrafił podejść do tego tak
beztrosko i swobodnie jak oni. Za dużo już widział i wycierpiał, by pozwolić
sobie na powtórzenie starych błędów. Postanowił więc wrócić do podstaw, do
miejsca swojego pierwszego, najważniejszego treningu i lekcji, którą na nim
wymuszono, lecz która też przyczyniła się do uratowania planety przed
zagrożeniem ze strony Saiyan. Gdyby nie pan Piccolo i jego ciężkie nauki, Gohan
oraz cała planeta już dawno obróciliby się w pył. Jak mógł przez te wszystkie
lata sądzić, że powrót do jego dawnego, tchórzliwego, uciekającego od walki
„ja” był dobrym pomysłem? Ostatecznie z błędu wyprowadził go generał Rildo,
któremu Gohan w żaden sposób nie był w stanie zagrozić i potrzebował pomocy
przyjaciół, by go pokonać.
Nigdy więcej, pomyślał
odrodzony wojownik i zabrał się za trening. Przerwał mu jednak słaby, lecz
donośny jęk dochodzący zza pobliskiego wzniesienia. Półsaiyanin wzniósł się w
powietrze i ujrzał w dole dinozaura, który wielokrotnie próbował go pożreć
podczas treningu przed wieloma laty i którego Gohan pozbawił ogona, odcinając
go kawałek po kawałku z zamiarem przyrządzenia i zjedzenia powstałych w ten
sposób steków.
- To naprawdę Ty? – zdziwił się Son Gohan, lądując tuż obok swojego starego
przeciwnika – Nie wierzę, że znów się spotykamy!
Dinozaur spojrzał na niego zbolałym wzrokiem i wydał kolejny jęk, w
którym dało się wyczuć cierpienie.
Półsaiyanin spojrzał na bok zwierzęcia i dostrzegł ranę, z której obficie
lała się krew – zapewne wynik walki z innym przedstawicielem lokalnej fauny.
- Staruszku…- zaczął zmartwiony Gohan, ale dinozaur przerwał mu cichym
warknięciem, jakby chciał dać do zrozumienia, że nie potrzebuje współczucia i
jest pogodzony ze swoim losem.
- Rozumiem…twardy jesteś i uparty jak zawsze – powiedział Gohan z troską,
klepiąc gada po grzbiecie – Dokładnie tak jak wtedy! Ale…chyba nie masz nic
przeciwko, bym tutaj chwilę z tobą posiedział?
Dinozaur wydał ciche warknięcie aprobaty i Gohan usiadł obok niego.
Siedzieli tak razem przez dłuższą chwilę, wpatrując się w zachodzące Słońce, a
oddechy dinozaura stawały się coraz słabsze, aż w końcu zupełnie ucichły.
***
Pięciu Kanassan stanęło na brzegu krateru powstałego w wyniku lądowania
saiyańskiej kapsuły Dakona. Mieli oni na sobie poszarpane płaszcze z kapturami
skrywającymi ich twarze. Spod kapturów wyłaniały się tylko ich wielkie policzki
oraz żabie usta. Kanassanin stojący pośrodku wystąpił przed szereg i przemówił:
- Saiyaninie! Wiemy po co prszyszedłeś!
Dakon ledwo powstrzymał westchnienie ulgi, gdy usłyszał słowa kosmity.
Oznaczały one, że prawdopodobnie dostanie to, po co przyszedł.
- Świetnie! Zatem powiedz mi co chcę wiedzieć i miejmy to już za sobą.
- Dlaczego niby mielibyśmy ci pomagać? – zapytał kanassanin z nutą pogardy
w głosie.
Niedobrze, pomyślał Dakon. Czyżbym się przeliczył?
- Może wy mi powiecie? – odpowiedział pytaniem wojownik – Z jakiegoś
powodu się tutaj zebraliśmy. Czyżby wizje wam go nie podały?
- Wizje pozostają w tym względzie niejasne – odparł po kilkusekundowej
przerwie mieszkaniec Kanassy – Nie znamy do końca wyniku tego spotkania,
saiyaninie. Mamy jednak do ciebie jedną sprawę.
Dakon poczuł jak narasta w nim irytacja.
- Mówcie szybko czego chcecie! Nie mam czasu na wasze gierki! – krzyknął
Dakon – Z mojej strony sprawa jest jasna. Dajcie mi to, czego chcę, albo czeka
was śmierć!
Kanassanin zarechotał z rozbawienia.
- Śmierć na pewno nas czeka – powiedział wciąż rechocząc – My nie mamy
nic do stracenia, ale to od ciebie zależy, czy dostaniesz informacje, po które
przyleciałeś.
Saiyanin nie wiedział co odpowiedzieć. Obcy sobie z nim pogrywał.
- W co ty grasz? – zapytał skonfundowany wojownik – Czego chcesz?
- Honorowej śmierci, ni mniej ni więcej – odparł Kanassanin w kpiącym
uśmieszkiem na żabich ustach – Powiemy ci gdzie znajduje się ten, którego
szukasz, a w zamian oczekujemy od ciebie tylko jednego.
- Czego?
- Walki na śmierć i życie.
Kosmiczny wojownik już teraz był pewien, że sobie z nim pogrywają.
- Zgłupiałeś żaboludzie?! – krzyknął w kierunku kanassanina - Ja was
zmasakruję!
- Jesteśmy świadomi potęgi twojego gatunku – odrzekł kosmita i przeleciał
wzrokiem po otaczających ich ruinach i kraterach – Przyszliśmy tutaj po to, by
umrzeć. Od tego nie ma ucieczki, a my znamy swój los. Będziemy walczyć
pojedynczo. Chcemy umrzeć honorowo, w walce z przedstawicielem najeźdźców.
- Urodziłem się długo po zniszczeniu waszego świata, nie miałem z tym nic
wspólnego, ale jeśli chcecie umrzeć, spełnię wasze życzenie – odparł Dakon
przyjmując powoli pozę bojową – Nie martwcie się, nie potrzebuję taryfy
ulgowej. Atakujcie razem, wasz honor na tym nie ucierpi. Upewnię się, że
przynajmniej jeden z was pożyje na tyle długo, by wyjawić mi miejsce pobytu
Freezera.
Obcy milaczał przez chwilę, zastanawiając się nad słowami wojownika.
- Jeśli nie będziesz się powstrzymywać, niech tak będzie – odrzekł
kanassanin również szykując się do walki. Jego towarzysze zrobili to samo.
Saiyanin nie zamierzał walczyć na serio. Tak on, jak i kanassanie byli
boleśnie świadomi, że walka nie będzie wyrównana, nawet mimo różnicy w
liczebności.
Dwóch kanassan natarło na Dakona atakując z obu stron i celując w głowę.
Wojownik bez trudu zablokował ciosy unosząc ręce i przechwytując pięści
przeciwników w powietrzu. Wydawałoby się, że w ten sposób odsłonił brzuch, co
próbował wykorzystać trzeci napastnik, posyłając w kierunku saiyanina pocisk
energii Ki, ale Dakon tylko na to czekał. Zacisnął palce na dłoniach
napastnikow i cisnął nimi przed siebie, wprost na zbliżającą się wiązkę
energii. Odgłos wybuchu zadźwięczał w uszach saiyanina, brzmiąc niczym
najpiękniejsza muzyka. Dwóch z głowy. Trzeci kanassanin, ich przywódca, opadł
na kolana widząc efekty swojego błędu, co szybko przypłacił życiem, samemu
obrywając pociskiem Ki wystrzelonym z dłoni Dakona. Dwóch pozostałych straciło
animusz widząc jak szybko saiyanin rozprawił się z ich towarzyszami. Wiedzieli
jednak doskonale, że nie umkną śmierci, więc w desperacji rzucili się na
przeciwnika, nie obmyśliwszy uprzednio żadnej sensownej taktyki walki, przez co
ich ruchom brakowało koordynacji i zgrania. Ich wróg bez trudu unikał każdego
ciosu, bez konieczności ich blokowania. Gdy Dakona znudziła ta zabawa, zniknął
z pola widzenia kanassan po to, by ćwierć sekundy potem pojawić się za plecami
jednego z nich i bez trudu skręcić mu kark. Ostatniego złapał za gardło i zadał
mu pytanie głośno artykułując głoski:
- GDZIE JEST FREEZER?!
Saiyanin trzymał wierzgającego stwora w powietrzu jeszcze kilka chwil
zanim puścił go, obawiając się, że zada mu
śmierć przed poznaniem prawdy.
- Twój styl walki… Jesteś potworem! – krzyknął mieszkaniec Kanassy, jak
tylko złapał oddech.
- Nigdy temu nie przeczyłem – rzekł beznamiętnie Dakon, wpatrując się
głęboko w oczy kosmity – Mieliśmy umowę. Gadaj!
Kanassanin
próbował się zaśmiać, lecz z jego ust wydobyła się jedynie kakofonia jęków,
kaszlu oraz duszności. Gdy doszedł do siebie, wyjawił Dakonowi prawdę:
- Ten, którego
poszukujesz od dawna nie żyje – wycharczał kosmita – Zginął na planecie Ziemia
z ręki młodzieńca o blond włosach.
Jestem!
OdpowiedzUsuńNa początek muszę przeprosić za późny odzew. Pochłonęła mnie się czytaniem pewnego opowiadania nie związanego z tą tematyką i mnie po prostu wcieło xD Ale jestem.
Nie sprawdzałam dat w świecie DB. Nigdy mnie nie interesowaly, tak samo jak liczby w czytaniu energii, toteż nie spodziewałam się, że akcja toczyc się będzie od końca GT. No to mam już 2 takie opowiadanie :D
Bardzo spodobał mi się motyw zdunozaurem. Przedstawiając ten obraz czytelnik po prostu musiał cofnąć się hen w wręcz by przed oczami mieć obraz malutkiego Gohana zajadając sie mięsem dzikusa. Więc postanowił być silniejszym i pewniejszym siebie? Cieszy mnie to niezmiernie z bo ciapy nie potrafię zdzierżyć.
Było parę literówek no i powtórzeń,których można było uniknac, ale nie chce mi się teraz szukać, bo piszę tu na tablecie, a oczy mi się zamykają, mózg usiłuje włączyć shutdown, a ja walczę byle by walnąć komentarz. Ot poświęcenie.
Chociaż lubię nieco dłuższe kawałki dziś wyjątkowo ucieszyłam się z krótkiego. No, nie zgadniesz czemu! Bo zasypiam, dokładnie tak.
A w głowie mam misterne plany rozwalenia wyjącego od kilku godzin alarmu w samochodzie jakiegoś parafialna, a w szafie leży takie piękne imadełko,którym bym chciała wykonać całego aktu wandalizmu, za którego sąsiedzi na pewno by ucałowali w stopy. I o pieprzonej pralce wirówce,która napierdala po rurach. Co za kut...siarz przed 11w nocy robi pranie?! Półtora miecha i zwijam się z bloku i umrę że ze szczęścia w zaciszu domu, o ile mąż nie odpali wiertarki :D
Czekam więc na kolejny odcinek i oczywiście mam nadzieję, że będzie szybciej niż obecny.
Czy mi się odechciało spać czy się po prostu wkurzyłam wirówka i pierdolnikiem pipkajacym z dołu, a mieszkam na 9!!
Ps. Ubolewam xza minimalizm Vegety.
PS2. Kanassanie jak widać do tej pory nie otrząsnęli się po Armagedonie jaki zgotował im Bardock.
Jednak zasypiam. Do napisania!
Dobranoc
No i u mnie kolejny, aczkolwiek nie długi pościk.
UsuńNa początku tekstu na Ziemi dwa razy, zdanie po zdaniu jest powtórzenie krater.
OdpowiedzUsuń"ryknął Shenron, po czym jego oczy zalśniły czarwienią, co zwykle oznaczało spełnienie jednego z życzeń." - Czerwienią.
"Zostawiam Ziemię w Twoich rękach Vegeta" - przed imieniem przecinek.
Później pojawiają się wielokrotnie powtórzenia "transformacja" i "trening". Wiem, że nie ma zbyt wielu synonimów, bo także piszę, ale czasem trzeba przepleść parę odmian by lepiej to wyglądało.
"Tak on, jak i kanassanie byli boleśnie świadomi, że walka nie będzie wyrównana, nawet mimo różnicy w liczebności." - czy tu pierwsze słowo nie powinno być "jak"?
Odnośnie tekstu po wypowiedzi , czyli w dialogach powinno pisać się z dużej litery. Ktoś kiedyś dawno temu wytknął mi ten błąd, więc teraz ja przekazuję Ci tę tajemną wiedzę :p
Więcej chyba nic nie wypatrzyłam :)
Dzięki!
UsuńMasz rację z tym kraterem, źle to wygląda. Poprawię.
Literówki nie wylapałem, mimo że czytałem wiele razy. Propsy.
Rzeczywiście :D
Pomyślę nad synonimami. Szczerze nie za bardzo póki co mam pomysł, jak wrócę z pracy to przysiądę nad tym.
Zdanie jest chyba okej...tak mi się wydaje.
Chodzi o "rzekł", "powiedział" itp.? Jeśli tak, to nie ufaj informatorowi, bo wprowadził Cię w błąd ;) Spójrz w dowolną powieść. Zawsze po myślniku pisze się z małej. Nie spotkałem się z odwrotną sytuacją.
Nowość :D i wybacz, jeszcze nie ma mordobicia. Jeszcze.
OdpowiedzUsuńW końcu jestem z pełnymi rękoma! Tak, dodalam rozdział i mam nadzieje, że jest w miarę sensowny. Niestety częściowo na telefonie pisany 😱
OdpowiedzUsuńJest u mnie news. I udało mi się w terminie ;)
OdpowiedzUsuńJesteś tam? Zniknales bez śladu. Ostatnio dodalam odcinek, a muszę przyznać, ze mam niemal gotowy juz następny XD i juz myślę nad kolejnym ;)
OdpowiedzUsuńWciąż czekam na nowość u Ciebie i mam nadzieje, ze niebawem cos wrzucisz i zaspokoisz moja ciekawość :)
Pozdrawiam.
mam kolejny 25. choć wciz nie wiem czy 24 tez widziales :P
OdpowiedzUsuńZostalo niemal pol mc na odcinek u Ciebie ;)
Hej hej hej! U mnie od kilku dni widnieje 26, ale pewno wiesz z newsa na FB. Jestem prawie u kresu 27, choć nie wiem czy zajmie mi to dzień czy tydzień? Zależy od czasu. A co u Ciebie?
OdpowiedzUsuńObiecywaliśmy nowość do końca sierpnia, mamy październik, a Ciebie jak nie było tak nie ma :(
Pozdrawiam i czekam na odzew.
Hallo, Hallo!
OdpowiedzUsuńCzy blog wraz z Tobą umarł śmiercią tragiczną? :(
Jeszcze żyję xD Miałem długą przerwę ze względu na pracę i inne obowiązki oraz związany z nimi brak czasu. Nie sądziłem, że będziesz tyle czekać, aż coś wrzucę. Dlatego wrócę do pisania i wrzucę coś niedługo specjalnie dla Ciebie :) Przysiądę sobie do opowiadania...teraz właśnie.
UsuńWłaściwie to powinienem nadrobić Twoje i to zrobię jak tylko napiszę coś dzisiaj i wena mnie opuści. Kto wie,może dzisiaj pocisnę odcinek do końca i wrzucę? Mam zamiar narzucić sobie rygor pisania codziennie.
Przepraszam, że tak się nie odzywałem. Od kilku miesięcy mam dosyć kiepską passę i inne rzeczy zaprzątały mi głowę, ale...jak to w memie z Bobem Rossem, czekam na lepsze czasy xD
Jakże ucieszyła mnie Twoja wiadomość!
UsuńCos miłego na zakończenie dnia xD
Ja tam doskonale rozumiem brak czasu, wkrótce to ja będę na niego cierpieć! Ah, będzie to wyzwanie, z którym mam nadzieję się szybko uporam, ewentualnie znajdę przed "snem" czas by choć odrobinę i w miase systematycznie sklecać treść. Póki co mam jakieś dwa miechy luzu wiec nie myślę o tym.
Fajnie jeśli wrocisz tak na stale, bo mnie tylko jedno opo z DB zostało do czytania wiec tak smutno trochę. Z reszta co gdzie juz znaczne czytać to znika bądź jest zawieszone czy może porzucone, a bzdet gimbusowych nie dam rady, za stara jestem na bezskładne bajeczki XD
Także ten... Czekam na tekst z zapartym tchem!
W takim razie tekst będzie jutro :) Właśnie go skończyłem, ale jeszcze trzeba go trochę poprawić ;)
Usuń