Dragon Ball SP - Odcinek 4 - Pierwsze Starcie




Rok 790
Teraźniejszość
Przestrzeń Kosmiczna

Im bardziej statek Organizacji zbliżał się do źródła sygnału wykrytego przez sensory dalekiego zasięgu, tym większy niepokój odczuwał Sorbet. Nie miał złudzeń, że u celu znajdą od dawna martwych wodzów – wielmożnego Freezera lub jego ojca – którzy w całym swym majestacie wstąpią na pokład statku i ponownie obejmą władzę nad Organizacją, prowadząc ją ku świetlanej przyszłości. Na takie mrzonki Sorbet sobie pozwolić nie mógł. Sygnatura sygnałów nadawanych przez statki wielmożnego Freezera oraz jego ojca została zaprojektowana by wyróżniać się spośród całej reszty, a jednak być natychmiastowo rozpoznawalna. Dzięki temu żołnierze oraz inni przedstawiciele Organizacji mogli się odpowiednio przygotować na wizytę wodza, a wiedza o jego obecności na polu bitwy pozytywnie wpływała na morale oddziałów – żołnierze wiedzieli, że jeśli nie zwyciężą, wódz pozbędzie się ich osobiście i nie oszczędzi nikogo. Sorbeta niepokoił fakt, że sygnał tego rodzaju nie miał prawa pojawić się nigdzie w całej galaktyce, gdyż tajemnica jego sygnatury znana była jedynie członkom rodziny Freezera. Jednak sygnał taki pojawił się, a Sorbet wraz ze swoją świtą zmierzali na spotkanie temu, co czekało u jego źródła.
- Panie Sorbet, mamy cel w zasięgu wzroku – zaraportował Tagoma oficjalnym tonem.
Głównodowodzący wyjrzał przez iluminator, a to co zobaczył wprawiło go w prawdziwe osłupienie. Na tle bezkresnej pustki kosmosu unosił się statek Organizacji podobny tym, których używał wielmożny Freezer oraz jego świta. Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło kosmitę po tym, gdy Tagoma poinformował go, że statek nie znajduje się w bazie danych Organizacji. 
- Jesteś tego absolutnie pewien? – dopytał się.
- Nie mam żadnych wątpliwości – odparł Tagoma – Sygnatura sygnału jest znajoma, ale sam statek nie jest zarejestrowany w naszej bazie danych. Próbujemy wykluczyć błąd w systemie bazy danych. Czekamy na raport z naszych stoczni.
- Dobrze pomyślane, Tagoma – pochwalił zastępcę Sorbet – Jeśli zaistniała pomyłka w bazie danych, dokumentacja naszych stoczni powinna wszystko wyjaśnić. Poczekamy na raport. Nie zbliżymy się do tego statku, póki nie będziemy mieli pewności skąd pochodzi i kto jest na jego pokładzie!
Po otrzymaniu raportów, pewność nie nadeszła.
- Raporty pokrywają się z faktem braku statku w bazie danych. To nie może być przypadek – stwierdził Tagoma – To nie jest nasz statek.
- Ale…jak to możliwe, żebyśmy znaleźli technologię tak zbliżoną do naszych najnowocześniejszych jednostek, do tego dryfującą sobie w kosmosie bez żadnego celu i kierunku? Może mi to wyjaśnisz, Tagoma? – zapytał drwiąco Sorbet, pewien, że nie otrzyma satysfakcjonującej odpowiedzi na swoje pytanie.
Wódz Organizacji bił się z myślami. Miał przed sobą dwie możliwości: zignorować statek, odlecieć i zapomnieć o jego istnieniu, albo wydać swoim wojskom rozkaz przeszukania go. Wiedział, że pierwsza opcja nie wchodzi w grę i trzeba będzie puścić w zapomnienie rozkaz, który jeszcze niedawno wydawał pewnym siebie tonem.
- Wchodzimy! – krzyknął.

***

Po przejściu przez śluzę, oczom żołnierzy Organizacji ukazało się wnętrze do złudzenia przypominające statek wielmożnego Freezera. Przekonać się o tym mogli tylko nieliczni spośród obecnych, gdyż niewielu dotknęło szczęście służenia bezpośrednio pod Freezerem oraz przebywania na jego statku. Sorbet należał do tych szczęśliwców. Zauważył on jednak subtelne różnice wynikające z faktu, że to nie wielmożny Freezer był właścicielem tego statku. Tyran miał swoje preferencje dotyczące rozkładu pomieszczeń, które Sorbet dobrze znał i właśnie one utwierdziły kosmitę w przekonaniu, że jest to jednostka nienależąca do nich. Zasilanie okazało się sprawne, więc po krótkiej chwili przywracania ustawień przez techników, udało się uruchomić oświetlenie.
- Tagoma, dowodzisz oddziałem alfa. Przeszukajcie wschodnią część statku – rozkazał Sorbet – Nie zgubicie się. Znasz tego typu jednostki jak własną kieszeń.
- Tak jest! – zasalutował Tagoma.
- Shisami… - niski kosmita musiał spojrzeć wysoko w górę, by napotkać spojrzenie podwładnego – Razem z oddziałem beta weźmiesz na siebie część zachodnią.
Shisami nic nie odpowiedział, tylko wypuścił głośno powietrze nosem i mruknął porozumiewawczo, po czym skinął na swój oddział i ruszył na zwiad.
- Oddział delta, za mną! – rozkazał Sorbet, a za jego plecami ustawiło się w rządku pięciu najlepszych żołnierzy spośród resztek Organizacji.
Oddział Sorbeta skierował się ku frontowej części pojazdu kosmicznego, gdzie znajdowała się sala audiencyjna oraz ambulatorium wraz z oddziałem hibernacyjnym. Część swoich oddziałów dowódca wysłał do ambulatorium, a sam z dwoma żołnierzami skierował się do sali audiencyjnej. Sala audiencyjna nie różniła się zbytnio od tej dobrze Sorbetowi znanej. Część półokrągłego sufitu zajmował iluminator, który ukazywał obecnym ciemność kosmosu. Poza tym, pomieszczenie było zupełnie puste. Podobne pomieszczenia w statkach Organizacji nie wymagały żadnych udogodnień, gdyż Freezer poruszał się na swoim prywatnym krześle repulsorowym, a etykieta wymagała by podrzędne formy życia mogły w jego obecności jedynie stać…lub czołgać się z bólu. Same audiencje zwykle nie trwały długo, a Freezer nie czuł potrzeby chwalić się bogactwem przed robakami, toteż wnętrze nie wyróżniało się absolutnie niczym spośród innych pomieszczeń na statku kosmicznym. Wszystko się zgadzało z doświadczeniami Sorbeta, ale…ten statek nie należał do Freezera, a na pewno nie według baz danych i archiwów ze stoczni.
- Panie – odezwał się Tagoma komunikując się poprzez skauter – Spotkaliśmy się z oddziałem beta. Melduję, że wstępnie przeszukaliśmy statek. Nie stwierdziliśmy żadnych oznak aktywności istot żywych. Jedyne co…
Tagoma urwał wpół zdania i zamilkł.
- Co jest Tagoma?! Zapomniałeś języka w gębie?! – wybuchł Sorbet.
- Niepokoi nas jedynie fakt podobieństwa tego statku do statku Freezera – wykrztusił Tagoma – Różnice są dostrzegalne, lecz bardzo niewielkie.
Sorbet zasępił się i zatopił w myślach. W trakcie trwania rozmowy z Tagomą, otrzymał krótki komunikat od reszty swojego oddziału, który wyświetlił się na jego skauterze. Informował on Sorbeta jedynie o zakończeniu rekonesansu w ambulatorium.
- Zrozumiałem – odrzekł – Został nam już tylko oddział hibernacyjny. Wkrótce do was dołączymy.
Dowódca przerwał połączenie, po czym skierował swe korki ku ostatniemu nieprzeszukanemu pomieszczeniu na statku. Po dotarciu na miejsce, pierwszym, co zwróciło jego uwagę był niemal zupełny brak działającego oświetlenia. Lampy świeciły słabym światłem tylko w nielicznych miejscach, przez co w pomieszczeniu panował półmrok. Dwaj towarzysze Sorbeta weszli do środka i zgodnie z protokołem obstawili wejście z obu stron. Po nich wszedł sam Sorbet i zmierzył pomieszczenie wzrokiem. Wypełniały je w większości otwarte kapsuły hibernacyjne, lecz uwagę kosmity przyciągnęła ta jedna, zamknęta. Ciekawość jej zawartości szybko zamieniła się w lęk, gdy ta z sykiem zaczęła się otwierać.
- P-Panie Sorbet! Jakie rozkazy? – zapytał jeden z żołnierzy, lekko drżącym głosem.
- Poczekać – odpowiedział dowódca, samemu nie wiedząc czego oczekiwać.
Wkrótce klapa skąpanej w półmroku kapsuły opadła całkowicie, lecz ze względu na warunki panujące w pomieszczeniu, żołnierze Organizacji nie mogli dojrzeć jej byłego lokatora.
- Ohohohoho! – zaśmiała się postać w dobrze znany Sorbetowi sposób, wciąż pozostając w cieniu – Co my tu mamy? To przecież nasze pancerze! Wybaczcie bezpośredniość, ale…należycie do Colda, czyż nie?
Sylwetka wyłoniła się z cienia, a oczom trójki żołdaków ukazała się postać niemal do złudzenia przypominająca Freezera.

***

Rok później
Planeta Ziemia

Życie Kuririna toczyło się spokojnym rytmem. Wiele się wydarzyło w jego życiu oraz poza nim, wszak zdarzyło mu się umrzeć już kilka razy, a teraz nadszedł czas na zasłużony odpoczynek u boku żony i córki. Wszyscy troje udali się na wieś, by zaznać trochę ciszy i spokoju od miejskiego zgiełku. Marron z początku marudziła, ale szybko przyzwyczaiła się do spokojniejszego, wiejskiego życia. Gdy córka emerytowanego wojownika z początku miała problemy z odłożeniem telefonu, tak teraz, po tygodniu spędzonym na wsi, wzdychała gdy tylko usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości i nawet nie myślała o jej odebraniu. Kuririn zastanawiał się jak szło spotkanie jego żony Osiemnastki oraz Marron z jego szwagrem Siedemnastką. Ci dwoje nie widzieli się od dawna i to właśnie cyborg polecił im miejce na wakacje. Sam postanowił skontaktować się z rodziną siostry. Zapewne czuł się winny po sytuacji z Doktorem Myu i Super Siedemnastką, chciał to siostrze na swój sposób wynagrodzić. Tak Kuririn, jak i jego żona wiedzieli, że wina nie leżała po stronie cyborga, ale przyjęli zaproszenie. Marron miała okazję poznać wujka, a sam Kuririn nie stawał się młodszy i wiek zaczął dawać mu się we znaki. Jego rodzina potrzebowała wytchnienia i okazji do zrelaksowania się, szczególnie po zniknięciu Goku.
Z zadumy wyrwało Kuririna uczucie, którego już od dawna nie odczuwał i nie spodziewał się odczuć. W kierunku Ziemi zbliżało się całkiem spore Ki i nie należało ono do tych Kuririnowi znanych. Nie wydawało się ono silne na tyle, by stanowić zagrożenie dla Saiyan zamieszkujących Ziemię, ale ziemianin nie mógł mieć pewności, że nie będzie to istota wrogo nastawiona do ludności cywilnej. Reszta wojowników Z z pewnością wyczuła już przybysza, ale to Kuririn znajdował się najbliżej miejsca, w którym wkrótce owa istota wyląduje. Nawet jeśli nie da jej rady, to przynajmniej wytrzyma do przybycia odsieczy. Rozchmurzył się, gdy wyczuł zbliżające się, znajome Ki Yamchy. Widocznie on również postanowił nie zostawiać wszystkiego saiyanom i włączyć się do akcji.
Czas trochę rozruszać te stare kości!
Wspominając przygody, które przeżył u boku Goku oraz Gohana, starzec włożył swoje Gi, z którym rzadko się rozstawał i ruszył na spotkanie obcemu.

***

Alarm wybudził Dakona ze snu hibernacyjnego. Wyglądało na to, że po roku podróży międzygwiezdnej, saiyanin w końcu zbliżał się do celu. Wreszcie przekona się o prawdziwości słów obcego z Kanassy. Oby tylko nie zmarnował roku na bezcelową podróż. Postanowił, że w takim wypadku wyładuje swoją frustrację niszcząc tę planetę.
Kapsuła uderzyła w ziemię, tworząc krater podobny temu z planety Kanassa, a Dakon z satysfakcją stwierdził, że zwalczył już znajome otępienie wynikające z hibernacji, a jego ciało przyzwyczaiło się do długotrwałych podróży. Wygramolił się na zewnątrz i standardowo przeskanował otoczenie skauterem. Wyglądało na to, że wylądował niedaleko większej aglomeracji miejskiej. Co ciekawe, dwie spore Ki już zbliżały się do jego lokalizacji. Jeszcze bardziej zastanawiał wojownika fakt, że owe Ki, nie stanowiące co prawda dla niego zbyt dużego zagrożenia, wciąż wyróżniały się znacząco poziomem mocy od statystycznego meszkańca tej planety. Czyżby tubylcy mieli do dyspozycji technologię zbliżoną działaniem do skauterów?
Zanim saiyanin zdążył przemyśleć podejście do tubylców, ci się zjawili i wylądowali tuż obok krateru wytworzonego przez kapsułę. Jeden z nich nie należał do wysokich i miał ogoloną głowę. Głowę drugiego zdobiła natomiast bujna czupryna, a wzrostem dorównywał Dakonowi. Przez kilka chwil panowała głucha, niezręczna cisza, lecz przerwał ją jeden z przybyszów.
- Wyglądasz mi na saiyanina – zaczął ten wyższy, wskazując na ogon Dakona – Czego tutaj szukasz?
- Jeśli innych tobie podobnych, to dobrze trafiłeś – odezwał się niższy – Lecz jeśli przyleciałeś tutaj sprawiać kłopoty, nie licz, że pójdzie ci łatwo!
Dakonowi chwilę zajęło otrząśnięcie się z początkowego oszołomienia spowodowanego faktem, że ci ziemianie tak łatwo rozpoznali w nim saiyanina.
- Zgadliście. Jestem tutaj po to, by wyzwać do walki tego, który tutaj osiadł – wskazał na siebie palcem – Lepiej nie wchodźcie mi w drogę, albo gorzko tego pożałujecie!
- Chwila, chwila! – odezwał się wyższy przybierając przyjacielski wyraz twarzy – Może to jedno wielkie nieporozumienie.
- Niestety, nie mam czasu na użeranie się z płotkami – odwarknął Dakon – Szybko się z wami uporam. Przygotujcie się na śmierć!
Dwaj ziemianie ledwo zdążyli przybrać pozy bojowe, a już musieli mierzyć się z bezlitosnym natarciem saiyanina. Lata wspólnych walk sprawiły, że przyjaciele rozumieli się bez słów. Natychmiast uskoczyli przed atakiem w przeciwnych kierunkach, by wkrótce potem wykonać precyzyjny kontratak. Odblili się od ziemi i pognali w kierunku przeciwnika. Niższy wykonał niskie kopnięcie, a wyższy zaatakował z góry odcinając Dakonowi drogę ucieczki. Wojownik podskoczył w odpowiedzi na kopnięcie i przyjął gardę gotowy przyjąć cios z powietrza. Pięści wojowników uderzyły o siebie z siłą meteorytu, a fala uderzeniowa rozniosła się po okolicy wzniecając chmurę pyłu i liści.
Nieźli są.
Saiyanin ze zdziwieniem stwierdził, że ich siła i szybkość zupełnie nie odpowiadały wskazaniom skautera, a ich zgranie i współpraca były godne podziwu. Musieli w przeszłości stoczyć wiele bojów u swojego boku, by rozumieć się do tego stopnia podczas walki. Ziemianie odskoczyli od przeciwnika i przybrali pozycje bojowe.
- Co myślisz, Yamcha? – zapytał z uśmiechem niższy z nich – Damy mu radę? Ostatnio, gdy saiyanie przybyli na Ziemię, nie poszło nam zbyt dobrze.
- Może nie wyglądam, ale uczę się na błędach, Kuririnie – odparł z lekko urażoną miną Yamcha.
- Co wy tam mamroczecie, starcy?! – krzyknął do nich Dakon – Myślicie, że dacie mi radę? Jesteście głupcami. Mogę zmierzyć waszą siłę i wiem, że znacząco przewyższam was mocą. Zejdźcie mi z drogi i powiedzcie gdzie znajdę tych saiyan, o których wspominaliście, a może wspaniałomyślnie daruję wam życie.
- Rzeczywiście wspaniałomyślnie, jak na saiyanina – odparł Kuririn, niższy z ziemian – Ale nie myśl, że skauter powie ci wszystko o naszych możliwościach.
Wiedza ziemianina o działaniu skauterów na chwilę zbiła Dakona z tropu. Nie dość, że najwyraźniej rzeczywiście na tej planecie znajdowali się saiyanie, to ci ziemianie mieli z nimi styczność i nadal żyją. Do tego wiedzieli o skauterach i wyglądało na to, że posiadali zdolność ukrywania swojego prawdziwego poziomu mocy. Kosmiczny wojownik miał nadzieję wkrótce otrzymać odpowiedzi na swoje pytania.
- Nie martw się, saiyanie są już w drodze – rzekł Yamcha wskazując kciukiem za siebie – Jeśli tak bardzo chcesz nas wykończyć, lepiej się pośpiesz.
Dakon włączył detektor i skierował wzrok w stronę wkazywaną przez ziemianina. Wskazania skautera pokrywały się ze słowami Yamchy. W ich stronę zmierzały dwie potężne Ki. Czyżby ziemianie nie tylko potrafili ukrywać swoją siłę, lecz posiadali również zdolność wyczuwania energii innych istot? Dakon musiał przyznać, że to niesamowite i niezwykle przydatne umiejętności.
- Może skończymy już mielić jęzorami? – Yamcha zwrócił się do obu wojowników, zdejmując górną część swojego Gi i rzucając je na ziemię z głuchym trzaskiem.
Kuririn przytaknął i zrobił to samo.
Ubrania te musiały zostać uprzednio wyposażone w obciążniki. Tylko to tłumaczyło nagły, lecz stosunkowo niewielki wzrost mocy bojowej u wojowników z Ziemi, który Dakon zaobserwował wpatrując się we wskazania detektora.
- Hahahaha! – wybuchnął śmiechem Dakon – Myślicie, że staliście się dzięki temu silniejsi? Ledwo zauważyłem różnicę, ale wiem, że ukrywacie swoją prawdziwą siłę, pokażcie mi ją.
Ledwo saiyanin skończył swoją kwestię, a obu jego przeciwników otoczyła aura Ki. Krzyk towarzyszący wzrostowi ich poziomu mocy niósł się po okolicy obwieszczając otoczeniu, że żarty się skończyły i teraz zacznie się prawdziwa walka.
- Rogafufuken! – krzyknął wyższy z ziemian i natarł na przeciwnika. Jego ruchy zupełnie się zmieniły i przypominały atak nieznanej Dakonowi dzikiej bestii. Ataki wojownika stały się mniej regularne, szybsze i trudniejsze do odczytania niż ten, który saiyanin wcześniej przewidział i zablokował. Saiyanin musiał poświęcić całą uwagę blokowaniu i unikaniu ciosów przeciwnika i nie zauważył, że jego towarzysz szykuje się na zadanie własnego ciosu. Kątem oka tylko dostrzegł świetlistą tarczę unoszącą się nad ręką drugiego z przeciwników.
- Yamcha, teraz! – krzyknął w kierunku przyjaciela Kuririn, po czym ten przerwał w połowie kombinację ataków i rzucił się w prawo usuwając się z drogi i odsłaniając Dakonowi pole widzenia – Kienzan!
Świetlista tarcza pomknęła w kierunku saiyanina z niesamowitą prędkością. Ten przez ułamek sekundy zawahał się nad jej uniknięciem i udało mu się to w ostatniej chwili. Pocisk przeleciał nad głową saiyanina, który tuż przed zderzeniem zdołał się przed nim uchylić tracąc jedynie kilka włosów ze swojej bujnej czupryny, nie zaś całą głowę. Tarcza zmieniła trajektorię i zahaczyła o pobliskie wzniesienie, rozszerzając się momentalnie i tworząc sporej wielkości, lecz niezwykle cienką szczelinę w podłożu. Dakona zamurowało. Gdyby dostał tym atakiem, z pewnością by tego nie przeżył. Nie docenił przeciwników, ale to już się więcej nie powtórzy. Niepowodzenie planu ziemian nie zmniejszyło ich zaciekłości. Korzystając z chwili konsternacji oponenta, obaj już szykowali kolejne natarcie.
- Kaioken! – krzyknęli obaj synchronicznie i wystrzelili w kierunku przeciwnika otoczeni przez aurę Ki koloru czerwonego.
Dakon postawił gardę, lecz nie spodziewał się tak szybkiego i potężnego ciosu.
Co to za technika?!
Pięści ziemian uderzyły w gardę saiyanina z niespotykaną mocą, która wytworzyła krater pod ich stopami, po czym odrzuciła przedstawiciela klanu wojowników i wbiła we wzniesienie poorane wcześniejszym atakiem Kuririna. Saiyanin dotkliwie odczuł ten atak, więc sekundę zajęło mu dojście do siebie. Ogarnęła go ogromna furia, której dał upust falą eksplodującej energii, która pochłonęła wzniesienie i pobliski teren.
- CZEKAJCIE NO WY, KANALIE! – wykrzyknął Dakon z furią skierowaną na ziemian – POKAŻĘ WAM BÓL, KTÓREGO NIGDY WCZEŚNIEJ NIE ZAZNALIŚCIE!
Wojownik udał się wolnym krokiem w kierunku oponentów, mając obłęd w oczach. Fale energii rozchodziły się we wszystkie strony, a ich epicentrum stanowił saiyanin. Kuririn spojrzał ze strachem na Yamchę. Obaj spodziewali się, że ich atak zada większe obrażenia, tymczasem rozwścieczył tylko ich przeciwnika.
- Jakieś pomysły? – zapytał Kuririn Yamchę.
- Przygotujmy się na przyjęcie ataku, nic więcej nie możemy zrobić – odparł jego przyjaciel, po czym obaj postawili gardy.
- PRZYGOTUJCIE SIĘ NA ŚMIERĆ! VANISHING BA…
Dakon nie zdążył dokończyć, gdyż kopnięcie pochodzące z nieznanego źródła odebrało mu dech w piersi i posłało wysoko w powietrze. Impet ciosu wytworzył falę uderzeniową i towarzyszył mu głuchy odgłos oznaczający przekroczenie bariery prędkości dźwięku.
- Panie Kuririnie, panie Yamcho, teraz my się wszystkim zajmiemy – powiedział młodzieniec o lawendowych włosach, po czym opuścił nogę i wskazał na swojego przyjaciela, do złudzenia przypominającego swojego ojca, młodego Gotena.
- Dobrze was widzieć, chłopaki – oznajmił z ulgą Yamcha.
Trunks i Son Goten przybyli z odsieczą.





Komentarze

  1. Hej hej!

    Troszke mi zajelo dotarcie tutaj, ale i oto jestem! Z zasmarkanymi Saiyanami... 😅

    Zaczne od tego, że... Za krotkie! xD Tak, ledwo wczytalam sie w tekst, a tu koniec i to w takim momencie! Awww... Powiedz tylko, ze na kolejny nie bedzie trzeba az tyle czekac :(

    Zastanawia mnie kogo spotkal Sorbet i jego band. Czy był to może Cooler? A moze calkiem nowa postać? :D Ewentualnie pomyslalam o Chilledzie, ale czy to nie jest nazbyt absurdalne? xD

    Stary poczciwy Kurririn jak zawsze na posterunku, Yamcha mnie juz nieco zaskoczyl, wszak byl duzo slabszy od mnicha. Predzej obstawiala bym Tenshinhana. ;)
    I na koniec zjawiaja sie najmlodsi przedstawiciele rasy okrutnych Saiyan. Gdzie książę? Czy ma w planach pojawic sie na koniec?

    "Mogę zmierzyć waszą siłę i wiem, że znacząco przywyższam was mocą" - przewyższam :D literoweczka mala.

    Czekam wiec niecierpliwie na nowosc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkolenie młodych saiyan stanowi bezwzględny priorytet :)

      Bardzo się cieszę, że za krótkie xD To oznacza, że się podoba, a i to, że osiągnąłem efekt odcinka Dragon Balla, który zawsze był za krótki i kończył się w najlepszym momencie ;) Dodam, że to najdłuższy odcinek do tej pory. Na kolejny nie trzeba będzie aż tyle czekać ;)

      Nieee, Chilled nie żyje, ale nie bez powodu uznałem Episode of Bardock za kanon w tej opowieści ;) Nie będę zdradzał od razu wszystkiego, ale powiem, że ten wątek to wstęp do następnej sagi i powróci dopiero z jej początkiem.

      Chciałem dać Yamchy coś do roboty, bo w gruncie rzeczy lubię tę postać, a już w dbz nie robił absolutnie nic. Już Tenshinhan pojawił się nawet kilka razy i próbował coś zrobić w zetce xD Wiesz jak lubię Vegetę 3:) Tutaj nie będę nic pisał, bo spoilery. Przekonasz się na przestrzeni jednego-dwóch odcinków.

      Poprawiona, a wylapalem przy okazji powtórzenie i zjedzoną literkę. Dziękuję :)

      Usuń
    2. Uuuuu, to się już nie mogę doczekać tej sagi z Changelingiem! Dobre,nie? Ta się nie zdążyła jeszcze rozpędzić XD

      Wczoraj obejrzałam brolyego :D genialny. O niebo,a nawet dwa lepszy od pierwszego. Tam ten bezpodstawne bezpodstawnie miał furię wobec Goku, tylko za lezenie obok i ciągły płacz. Co jest niedorzeczne by pamiętam pamiętać coś takiego. A tu nawet genialny motyw Bardocka z wysłaniem Goku na Ziemie :) i te inkubatory!

      Usuń
    3. No jeszcze tą trzeba dokończyć, a na tamtą już mam pomysl i wyjaśni kilka rzeczy np. dlaczego Kold w drugiej formie był tak silny jak Freezer w czwartej i dlaczego się nie transformował w walce z Trunksem :)

      Akurat motyw z wysłaniem Goku na Ziemię ma więcej sensu w Bardock The Father of Goku. Teraz stworzyli kilka głupotek typu co Gohan zrobił z saiyańską zbroją Goku :P No i wolałem tego bardziej saiyańskiego Bardocka. Ten z Broliego to jakieś takie ciepłe kluchy. Broly jest lepszy, ale nie jest aż tak przerażający jak ten poprzedni. Tamten to prawdziwy świr, a ten to tylko dzikus.

      Usuń
  2. Hej hej! Żyjesz tam? :)
    Co z opo? ja wciąż czekam i czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już tyle czasu minęło? Jak to szybko leci. Muszę przyznać, że u mnie sporo się dzieje zarówno prywatnie jak i zawodowo - rzeczy i pozytywne i niezbyt pozytywne, więc opóźnienie duże, a teraz jeszcze ta pandemia...Często brak mi chęci :( Ale ale! Póki Ty czekasz, póty ja będę pisał. Skończę to choćby i za 20 lat jeśli będziesz czytać do tego czasu xD Trzeba się tylko co jakiś czas przypomnieć i mnie zmotywować xD

      Jako że jesteś jedyną czytelniczką mojego opowiadania, to nie mogę Cię zawieść. Za chwilę zabieram się do roboty.

      Usuń
    2. O kurka, odpisałeś!

      Niby nic, a jednak jest radość :D
      No, ta pandemiia potrafi przybić nie jednego. Mam to szczęście mieszkać w domu z ogrodem, więc wychodzę z dzieciakami kiedy chce :d U mnie wiele się nie zmieniło, bo wiecznie w domu, jedynie nie pójdziemy na spacer czy plac no i do sklepów nie chodzę ani sama, tym bardziej z maluchami. 2 razy wyszłam poza bramke(pomijając wystawianie koszy na śmieci) nadać w nocy paczkę w paczkomacie xD w okolicach 11-12w nocy! Ma bogato.

      Oczywiście, że będę czekać! Skoro moje wypociny mają ponad 10lat, wiesz straciłam rachubę czy to już 13rok nie leci...? :o także wiesz... Czytam inne opo DB tak samo wiekowe jak moje, tzn bardzo przerobione po tylu latach i jest mega świetne, a pamiętam jego początki xD

      Wydaje mi się, że im mniej mam czasu tym bardziej szukam dziury na pisanie choćby po 20 słów w ciągu dnia by znowu po tygodniu zasiąść i się zanurzyć w treści. To moja rozrywka, uspokajacz myśli gdy brak możliwości wyjścia do ludzi przytłacza, bo ile można oglądać seriali przy karmieniu dzieci.? Kiedy śpią pisze aż zamykają mi się oczy 😂 a pobudku mi robią między 6a7 więc długo nie daje rady hehe.

      Także tego, trzymam za słowo :)

      Usuń
    3. No dobra, strona z przynajmniej siedmiu, które muszą się składać na rozdział ukończona. Może to i niewiele, ale jeśli jutro przysiądę wcześniej, to i napiszę więcej.

      Lepiej żebyś nie wychodziła rzeczywiście, zwłaszcza z dziećmi pod opieką. W moim przypadku niby intensywny czas, ale chciałoby się gdzieś wyjść ze znajomymi i na to zawsze trochę czasu by się znalazło, bo taki reset i odprężenie w towarzystwie jest potrzebne, szczególnie kiedy jest stresujący okres. Bycie zmuszonym przez pandemię do siedzenia w domu samemu potrafi przybić, wierz mi :( Ale łamanie się nic nie pomoże i trzeba cisnąć dalej! :D

      No i jak mówisz, trzeba jakoś się zdystansować od tego i pisanie to nie jest zły pomysł. W międzyczasie sprawdzam też opowiadanie kumpla. Chyba ceni moje rady odkąd uratowałem go przed pewnym upokarzającym porównaniem xD

      Obiecuję też na dniach wpaść na twojego bloga i nadrobić losy Sary, wojowniczej księżniczki :D

      Usuń
    4. Gdyby nie pisanie, to bym pewno zwariowała. Ogladać sobie filmy, seriale to jedno, a przelać ewentualna frustrację na "papier" to drugie, zwłaszcza gdy opisujesz czyiś gniew, żal, rozpacz czy po prostu bitkę xD No i gdy jest cisza, spokój i możesz pomyśleć bardziej. Ale to już szczegół.

      Ja do ograniczenia kontaktów społecznych Już przywykłam, więc kwarantanna mnie tak nie ciąży. Chyba mam farta. Albo na pewno. Najbardziej współczuję ludziom, którzy nie mają balkonu i mieszkają w blokach. Mój brat z żoną np. Prawie 2tyg temu urodziła im się córa :D

      E, no. Strona to dużo! Jeszcze wczoraj nie myślałeś o pisaniu, a tu już tekst kwitnie. Weny życzę bo przebieram nogami :]

      Usuń

Prześlij komentarz