Dragon Ball SP - Odcinek 1 - Nowy Super Saiyanin


Minęło dwadzieścia pięć lat.
Dokładnie tyle ziemskiego czasu upłynęło od narodzin Dakona, ostatniej nadziei Saiyan, najpotężniejszych wojowników we wszechświecie. Gdy wiele lat temu Freezer zniszczył planetę Vegeta, większość niezbyt licznej rasy kosmicznych wojowników zginęła, a jej ostatni przedstawiciele, rozproszeni po najdalszych zakątkach galaktyki, zmuszeni zostali do nigdy niekończącej się międzyplanetarnej tułaczki w celu jak najdłuższego wymykania się pościgowi lub ukrywania się i unikania walki licząc, że tyran ich nie znajdzie. Wychylanie się niemal zawsze oznaczało wykrycie i szybką śmierć, jednak dla Saiyanina, życie bez walki jest gorsze od śmierci. Nie mogąc powstrzymać swoich instynktów, prawie wszystkie niedobitki prędzej czy później tę śmierć odnalazły.
Dakon musiał przyznać, że udało mu się przetrwać i uniknąć wykrycia tylko dzięki niewyobrażalnemu szczęściu. Gdy planeta eksplodowała, ojciec z matką wykonywali tajną misję dla króla Vegety. Byli jednymi z nielicznych Saiyańskich wojowników średniej klasy, a tych król Vegeta przydzielał do zadań specjalnych, o których nie wiedział nikt poza nim samym oraz kilkoma zaufanymi wojownikami klasy elitarnej. Król trzymał istnienie tej grupy w tajemnicy nawet przed Freezerem - być może przeczuwał, że prędzej czy później dojdzie do buntu przeciw tyranowi lub Freezer uzna, że Saiyanie nie są mu już potrzebni i postanowi się ich pozbyć. W takich przypadkach, grupa do zadań specjalnych Vegety miała stanowić zabezpieczenie oraz ostatnią linię obrony przeciw oprawcy. Młodzieńcowi imponowała mądrość Vegety, lecz nie uchroniła ona króla przed śmiercią, a Dakon ginąć nie zamierzał. Wiedział, że przeciw Freezerowi sama mądrość nie wystarczy i musi stać się wystarczająco potężny, zanim rzuci wyzwanie wrogowi.
Rodzice Dakona zostali wysłani na planetę, której mieszkańcy nie rozwinęli się na tyle, by utworzyć cywilizację. Lokalizacja planety znana była wyłącznie królowi, gdyż pozbył się jej odkrywcy natychmiast po jej odnalezieniu, a wiedza ta umarła wraz z samym monarchą po zniszczeniu planety Vegeta. Niewielkie było zatem zagrożenie wykrycia ze strony siepaczy Freezera i wojownicy mogli się skupić na treningu bez zbędnego przyciągania uwagi kosmicznej organizacji. Mimo wieloletniego unikania wzroku tyrana, towarzyszka Beenta umarła na nieznaną chorobę serca kilka lat po narodzinach syna. Dakon nie pamiętał matki, a ojciec rzadko o niej wspominał... być może wciąż cierpiał po jej stracie, a może zwyczajnie nie przywiązywał do tego zbytniej wagi. Młody Saiyanin nigdy o to ojca nie zapytał. Wiedział jednak, że prawdziwe uczucie wśród Saiyan zdarzało się niezwykle rzadko i miał wrażenie, że jego rodzice nie byli wyjątkiem od tej reguły.
Po ponad dekadzie ciężkich treningów pod okiem ojca, przekraczania własnych limitów oraz poszukiwania rozmaitych sposobów na, choćby niewielki, przyrost mocy bojowej, Dakon osiągnął to, co wedle słów ojca było mu przeznaczone od urodzenia - legendarny poziom Super Saiyanina! Zapłacił za to jednak straszliwą cenę...

***

Rok 780
10 lat temu
Nienazwana planeta

- Jeszcze raz! - krzyknął zirytowany Beent do swojego piętnastoletniego syna, który podnosił się z ziemi po przyjętym ciosie - Od twoich narodzin szkolę cię najlepiej jak potrafię, a ty nie jesteś w stanie przyjąć nawet takiej serii?! Zawodzisz mnie!
- Przykro mi ojcze - odpowiedział Dakon, lecz w jego głosie nie było słychać skruchy, a wściekłość i determinację.
Młody Saiyanin rzucił się na rodzica przywołując całą swoją Ki. Beent, zaskoczony nagłym zrywem chłopaka, zablokował wszystkie ciosy, lecz musiał oddać trochę pola, by jego obrona nie została przełamana. Dakon nie zamierzał jednak dawać starszemu Saiyaninowi chwili wytchnienia. Przez te wszystkie lata po śmierci matki, jego życie przypominało piekło. Lubił walczyć, jak każdy Saiyanin, lecz po sesjach treningowych z ojcem, nieraz nie był w stanie się ruszać, kilka razy cudem uniknął śmierci, wiele razy wracał połamany. Nienawidził ojca. Chciał mu raz na zawsze zetrzeć z twarzy ten kpiący uśmieszek, na który musiał patrzeć każdego dnia od prawie piętnastu lat, gdy padał na ziemię ledwo mogąc złapać oddech, zbyt zmęczony, by odwrócić wzrok. Młodzieniec wiedział, że teraz nadarzyła się okazja, by pokazać swoją wartość, by wreszcie pokonać Beenta i obdarzyć go tym samym drwiącym uśmiechem, by udowodnić swoją wyższość i postawić pierwszy krok ku swojemu przeznaczeniu - Freezerowi. Dakon podniósł prawą rękę do góry, skoncentrował w niej całą pozostałą energię Ki i uformował szkarłatną kulę.
- Vanishing Ball! - zawołał i posłał pocisk energetyczny w stronę Beenta.
Na twarzy starszego Saiyanina wymalowało się niedowierzanie, lecz szybko opamiętał się z szoku i przyjął pozycję obronną. Gdy pocisk sięgnął celu, rozległ się wielki huk i wybuch przesłonił Dakonowi widok na przeciwnika. Saiyanin stał tak krótką chwilę w ręką wyciągniętą przed siebie, czekając, aż opadnie pył bitewny i odsłoni wynik jego ostatniego zrywu. Wtem, młodzieniec poczuł uderzenie w tył głowy. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i opadł na ziemię.
- Przyznaję, atak był potężny - usłyszał głos ojca - Niestety, niewystarczająco potężny. Znów mnie zawiodłeś.
Dakon widział już oczami wyobraźni ten sam widok, który oglądał niemal codziennie. Wzrok pełen zawodu i ten cholerny uśmiech prześladowały go w snach i na jawie. Beent podszedł bliżej, postawił stopę na plecach syna i zaczął zwiększać siłę nacisku.
Nastoletni Saiyanin nie miał już sił by walczyć. Całe Ki zużył na kulę energii i nie zostało już nic, czym mógłby stawić opór ojcu. Czyli tak miał wyglądać koniec Dakona? Po piętnastu latach ciągłych upokorzeń, porażek i bólu, miał ot tak zwyczajnie umrzeć pod butem własnego ojca? Wściekłość zagotowała się w młodzieńcu niczym lawa w jednym z licznych wulkanów na planecie i podobnie jak lawa, wybuchła w jednej chwili, przekraczając wszystkie dozwolone wskaźniki mierzące granice poczytalności u istot żywych. Nigdy sobie nie pozwoli na taki koniec!
Saiyanin nagle poczuł przypływ dziwnej energii skoncentrowanej na jego plecach, u źródła jego bólu, z tym że sam ból...zelżał, a po paru chwilach ustąpił całkowicie. Dakon zorientował się, że noga ojca nie naciska już na jego plecy, a sam ojciec wbił się w ścianę skał otaczającą ich pole treningowe. Chłopaka ogarnęła nagła euforia i satysfakcja. Oto on, pomiatany przez ojca młokos, udowodnił swoją wyższość, przerósł swego dręczyciela.
Gdy nastoletni kosmiczny wojownik podszedł bliżej, satysfakcję szybko jednak zastąpiło niedowierzanie spowodowane widokiem sporej dziury w klatce piersiowej Beenta, z której obficie lała się krew. Ojciec zauważył konsternację na twarzy chłopaka i wybuchnął przeraźliwym śmiechem. Był to śmiech donośny i szalony, śmiech, który wzbudziłby strach w każdym przeciwniku.
- Tak jest synu! Tego właśnie dla ciebie oczekiwałem. Chciałem byś był potężny! Potężniejszy ode mnie! Potężniejszy od Freezera! - wykrzyczał Beent jednocześnie walcząc z bólem i śmiejąc się szalenie. - Wygląda na to, że mój czas dobiega końca...
Dakon nie wiedział co powiedzieć. Czy to dlatego znosił katusze przez te wszystkie lata? By spełnić oczekiwania ojca?
- Ojcze...
- Teraz słuchaj mnie uważnie - przerwał synowi wojownik. - Nie mamy wiele czasu. W jaskini na południu ukryte są dwie kapsuły, którymi przylecieliśmy na tę planetę z twoją matką. Weź jedną z nich. - Beent wyciągnął rękę w stronę syna i podał mu kontroler Saiyańskiej kapsuły kosmicznej. - Urządzenie zawiera koordynaty.
Młodzieniec nie wiedział co robić, nie wiedział co myśleć. Osoba, którą nienawidził przez te wszystkie lata, o której śmierci marzył od bardzo dawna, jego oprawca i dręczyciel klęczał u jego stóp, ale Dakon nie odczuwał satysfakcji, nie chciał już zemsty. W pewien sposób podziwiał determinację ojca, którego jedynym celem przez te wszystkie lata było wyszkolenie syna, by ten mógł pomścić wybitą niemal do cna rasę Saiyan. Wciąż go nienawidził, ale teraz, gdy ten walczył o każdy oddech, piętnastolatek zdał sobie sprawę, że go szanuje i paradoksalnie, wcale nie chce jego zguby. Przecież Saiyanin stanowił cały jego świat prawie od samych narodzin, a teraz młodzieniec swą nowo nabytą potęgę miał okupić samotnością.
- Ojcze...spełnię Twoją wolę. Pokonam Freezera, a potem galaktyka pozna potęgę Saiyan!
Beent uśmiechnął się nieznacznie.
- Jestem z Ciebie dumny, synu - wykaszlał Saiyanin, plując krwią. - Teraz już mogę to powiedzieć...dobrze cię wyszkoliłem. A teraz idź. Twój trening dopiero się rozpoczyna...
Młodzieniec wstał, spojrzał ostatni raz na ojca, odwrócił się i odleciał. Beent patrzył jeszcze parę chwil na oddalającą się sylwetkę swego odmienionego syna, na jego złociste włosy i aurę charakteryzujące legendarnego, niepokonanego wojownika rasy Saiyan - Super Saiyanina. Gdy tylko Dakon zniknął mu z pola widzenia, Beent zamknął oczy i już nigdy ich nie otworzył.

***

Rok 790
Teraźniejszość
Okolice Planety Freezer 419

Samotna kapsuła Saiyańska przemierzała otchłań kosmiczną zbliżając się do Planety Freezer 419. Na jej pokładzie znajdował się zaprawiony w bojach i okryty złą sławą saiyański wojownik, którego obawiali się wszyscy poplecznicy Freezera, a na dźwięk jego imienia, nawet najodważniejsi z nich uciekali w popłochu. Po latach samotnego treningu Dakon podjął działania mające na celu wypłoszenie Freezera z kryjówki. Zdążył się już wsławić pozbywając się żołnierzy organizacji planeta po planecie, ale nie wysłano za nim w pościg ani jednego wartego uwagi wojownika, a ci, z którymi miał do czynienia, nie stanowili dla niego żadnego wyzwania.
Żaden z żołdaków, których przesłuchiwał nie wiedział nic o miejscu pobytu Freezera, a co jeszcze ciekawsze, nowym głównodowodzącym stał się niejaki Sorbet, który zadziwiająco szybko wspiął się po szczeblach hierarchii dowodzenia w armii Freezera. Właściwie z dnia na dzień ze zwykłej płotki stał się dowódcą, a niedługo potem głównodowodzącym armii. Sorbet jednak zdawał się zupełnie nie zauważać strat pośród żołnierzy spowodowanych przez Dakona. Saiyaninowi coś tutaj nie pasowało, a taka dezinformacja w Kosmicznej Organizacji Handlu była więcej niż podejrzana. Gdzie jest Freezer i dlaczego nikt nie ma informacji o miejscu jego pobytu? Ostatnią nadzieją na uzyskanie odpowiedzi była właśnie Planeta Freezer 419.
Beent wyjawił kiedyś Dakonowi, że nikt nigdy nie zagląda na Planetę Freezer 419, gdyż jej podbój okazał się inwestycją, która się nie zwróciła. Potencjalni kupcy nie byli zadowoleni z jej stanu, a gdzieniegdzie wciąż wałęsały się niedobitki jej rdzennych mieszkańców. Posiadali oni jedną niezwykłą umiejętność, która pozwalała im skutecznie umykać polującym na nich patrolom organizacji - potrafili przewidywać przyszłość. Właśnie dlatego saiyanin postanowił wybrać się na tę planetę. Tylko te istoty mogły udzielić mu odpowiedzi na dręczące go pytania i pomóc w dokonaniu zemsty. Problem polegał na tym, że nie był pewien, czy obcy będą skłonni udzielić pomocy saiyaninowi - przedstawicielowi rasy, która przyczyniła się do prawie całkowitej eksterminacji ich gatunku. Ironia, pomyślał Dakon. Przyczyniliśmy się do zagłady tylu istot, aż w końcu i nas spotkała zagłada.
Kosmiczny wojownik miał nadzieję, że mieszkańcy tej planety nie żywią do niego takiej nienawiści, jaką on żywi do Freezera. W przeciwnym wypadku, ich współpraca może okazać się niemożliwa. Kapsuła weszła w atmosferę planety i wybudziła Dakona ze stanu świadomej hibernacji, w którą zapadali saiyanie w drodze na planety docelowe. Mężczyzna zwalczył senność i uczucie otępienia będące efektem długotrwałego snu, a parę chwil później statek kosmiczny uderzył w ziemię z siłą małego meteorytu, tworząc krater. Przy akompaniamencie pisków i syków, właz kapsuły zaczął się otwierać, powoli odsłaniając przed Dakonem obraz wypalonej i jałowej powierzchni planety, dawniej znanej jako Kanassa.


Komentarze

  1. Łoooo to będę pierwsza! :D
    Przede wszystkim cieszę się,że udało Ci się napisać pierwszy odcinek. O DB zawsze chętnie czytam choć teraz to za bardzo nie ma co. Kiedyś aż kipiało od takich blogów. Ach... Wiesz ile ekstra opowiadań nigdy nie dotarło nawet do połowy?
    My tu jednak jesteśmy by rozprawić się z Twoim tekstem. Znalazłam jedną literówkę, ale na szybko nie umiem jej zlokalizować. Co do innych błędów... Musisz popracować nad odmianą okrešlającą Ramona, no co chwilę się powtarza i chyba tylko dwa razy (może3) wcałym tekście pojawił się jako młodzieniec,a przecież jest w czym wybierać. Może być nawet czarnooki jeśli trzeba ;)
    Do reszty nie mogę się przyczepić,bo sam pomysł i treść jest bardzo fajna i świetnie się ją pochłaniało. Już wiem, że będzie to moje jedno z ulubionych opowieści o losach Saiyan. :D
    Freezer nie żyje,nikt głośno o tym nie mówi, a Sorbet w najlepsze bawi się w imperatora. Przynajmniej wiem, że nie poleci na Ziemię wskrzeszać typka. A przynajmniej w najbliższej przyszłości.
    Damon osiąga poziom ssj wielkim kosztem,a tekst o plecach mnie powalił. Domyślam się,że był to celowy zabieg rodem z Super. Szkoda, że tata Fasola przypłacił życiem za chęć wyniesienia syna na wyżyny. Oby jego trud nie poszedł na marne.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek.
    Czy niedobitki z Kanassa pozwolą mu odczytać przyszłość?
    Mam nadzieję,że njednied się dowiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że względu na nie przeczytanie przed publikacją wkradł się niejaki Damon i o zgrozo Ramon xD
      Biedny Dakon... Teraz mój autokorekor chciał go nazwać salon. Coś biedny ten Twój bohater ;)

      I nie długo na koniec a nie coś z njed...

      Usuń
    2. Damon może być, bo lubię Bourne'a ;) Ramon już niekoniecznie, bo kojarzy mi się z brazylijskimi telenowelami xD

      Masz całkowitą rację co do powtórzeń imienia i byłem tego świadom, a nawet to poprawiłem, z tym że przesiadam się na nowego lapka i...poprawiłem inne błędy oraz opublikowałem starszą wersję z większą ilością powtórzeń z drugiego laptopa xD Mam lekki bałagan w plikach teraz, ale drugi odcinek będzie już tylko w jednej wersji na jednym komputerze, więc mam nadzieję, że więcej takich akcji nie będzie. Co do literówki...możliwe, że jest. Word świruje, gdy w jednym dokumencie jest za dużo zapożyczeń i nazw, których nie zna i przestaje podkreślać błędy przy pewnej ich ilości :P Dlatego mogło coś się wkraść.

      Powtórzenia już poprawione na szybko i dzięki za zwrócenie uwagi, bo bym trwał w nieświadomości. Źle się czyta jak jest duża ilość powtórzeń. Muszę więcej synonimów używać :D

      Drugi odcinek gotowy, ale opublikuję jak napiszę trzeci xD Taki sobie rygor narzuciłem, żeby mieć w zapasie jeden odcinek. W drugim odcinku trochę się wyjaśni kiedy ma miejsce akcja fanfika, ale sama możesz to sobie sprawdzić w oficjalnym timelinie Dragon Balla ;) Lata są podane. Będziesz miała podpowiedź co może się dalej dziać. Dlaczego ukrywają nieobecność Freezera będzie wyjaśnione w drugiej sadze ;) Mogę dać małą sugestię, która podsyci spekulacje 3:)

      Brawo! Wyłapałaś nawiązanie do pleców :D Sugestia - wróć do tego odcinka po objerzeniu Namek Sagi w wersji Abridged ;) Możesz jeszcze coś zauważyć.

      No i jeszcze jedno...możemy spokojnie dyskutować o poszczególnych odcinkach oddzielnie na naszych blogach w końcu, bo i ja mam fanfika. Już nie muszę wam zazdrościć hehe! Co dwie dyskusje, to nie jedna! :D Chyba że wolisz dotychczasowe komentowanie raz tutaj raz tutaj, mi to ryba ;) W razie czego za czat o różnościach poza fanfikowych może służyć mój drugi blog. Napisz co o tym myślisz.

      Dzięki za przeczytanie, no i za komentarz ;)

      Usuń
    3. Wszystko mi jedno. Ja po prostu przyzwyczajona jestem od małolata, że odpowiada się u kogoś na coś co napisał Tobie. Taki staro światopogląd. Ale jeśli ma to utrzymać jakąś harmonię, nie pogubić się w odpowiedziach na poszczególne tematy SP (!) to możemy przystać na wersję gdzie prowadzi się chat jak w tym przypadku tu i teraz.
      Ja wczoraj byłam zajęta czytaniem opowiadań z serii HP co by całkowicie odpocząć od DB bo jak wiadomo powrót z czystym umysłem sprzyja weźmie ;) a niby mam opowiadanie, ale poprawa wciąż wymaga ode mnie większego wysiłku umysłowego niż by się mogło zdawać.
      Tak, Ramon zdecydowanie nie ma racji bytu w tym opowiadaniu ;)

      Usuń
  2. no to zapraszam na nowy odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!

    No proszę jak ładnie. Nie ma to jak staromodne, saiyańskie metody wychowawcze. Albo zrobią z ciebie psychopatę, albo SSJ. xD W każdym razie efekt gwarantowany, tylko marne szanse na to, że rodzic dożyje osiemnastki swojego gagatka.

    Jestem ciekawa w jakim kierunku to zmierza. Frieza teoretycznie nie żyje na tym etapie historii... Aczkolwiek nie obraziłabym się gdyby Dakon wybrał się na Ziemię i wyręczył Goku w zniszczeniu jego złotego "ja", bo to zakończenie walki było strasznie oklepane i wręcz domaga się jakiejś zmiany. A może postanowi zagarnąć imperium Friezy dla siebie? To też jest niezła zemsta. Skoro nie może przelać jego krwi, może przelać jego pieniądze... sobie. :P

    Opcji jest wiele, czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saiyanie to Saiyanie. Dość już tych cherlawych nudziarzy z Super 3:) Dakon to taki trochę Raditz, ale więcej nie napiszę! :D

      Co do Golden Freezera, to z "wprowadzenia" możesz się sporo dowiedzieć oraz z oficjalnego timeline'u Dragon Balla (lata są podane nie bez przyczyny) ;) Jak nie chcesz sobie spoilować, to po drugim odcinku już będzie wszystko jasne. Ten jest już gotowy, ale ostatnio mam trochę pracy i mało czasu, a chcę mieć odcinek w zapasie, więc drugi opublikuję jak trzeci dokończę. Freezer i jego rasa to jedna z największych tajemnic świata DB, a sam Freezer to mój ulubiony antagonista w serii, więc (lekki spoiler) zamierzam do tego nawiązać w jednej z pierwszych sag ;)

      Usuń

Prześlij komentarz